plakat

plakat

piątek, 22 sierpnia 2014

Rozdział XI

-Louis, wstań, musisz się napić.-Usłyszałem i szybko otworzyłem oczy. Zayn siedział obok, w dłoni trzymał szklankę wody i kiedy powoli usiadłem skrzyżnie na materacu podał mi ją mrugając kilkakrotnie. Wyglądał na zmęczonego. Spytałem, czy wszystko w porządku ale Mulat jedynie kiwnął głową i nie było to zbyt przekonujące. Uciekał wzrokiem kiedy na niego patrzyłem a gdy chciałem dotknąć jego ręki szybko ją odsuwał. Był blady i nie dało się nie zauważyć jego podkrążonych oczu.
-Na pewno wszystko okej?-spytałem po raz drugi. 
-Właściwie to...nie-powiedział spuszczając głowę.-Okropnie się czuję, wszystko mnie boli i jeszcze ta rana. 
Spojrzałem na niego ze współczuciem. 
-Sam pójdę poszukać chłopaków, zgoda?-spytałem a Zayn pokręcił głową.
-Pójde ci pomóc.
-Nie. Zostajesz tutaj, obiecuję, że po ciebie wrócę, okej? 
Chłopak chwile myślał nad odpowiedzią ale w ostateczności uśmiechnął się lekko. 
-Dzięki-powiedział cicho i wrócił na swój materac. 
 Wstałem powoli. Jeszcze trochę kręciło mi się w głowie ale była to ostatnia rzecz, którą się przejmowałem. W namiocie był tylko Zayn, jakiś mężczyzna i dwie pielęgniarki. Poza mną i Zaynem wszyscy spali dlatego zabranie małego scyzoryka i latarki ze stołu nie było dla mnie żadnym problemem. Schowałem scyzoryk do kieszeni po czym wyszedłem z namiotu. Był środek nocy. Księżyc w pełni dawał trochę światła ale naprawdę niewiele. Znajdowałem się na jakimś polu a niedaleko, dosłownie trzydzieści kroków od miejsca, w którym stałem można było ujrzeć las. Coś podpowiedziało mi, żebym ruszył w kierunku zachodnim i tak też zrobiłem. 
 Zapaliłem latarkę i westchnąłem gdy zdałem sobie sprawę, że czekała mnie podróż przez ciemny i niebezpieczny las. Stawiałem małe kroki i za każdym rozglądałem się. Czułem, że w każdej chwili coś może mnie zaatakować. Kiedy usłyszałem jakieś dźwięki zza krzaków przyśpieszyłem i za chwile biegłem najszybciej jak potrafiłem. Byłem pewny, że coś za mną podążało ale nie miałem odwagi odwrócić się i spojrzeć czym to mogło być. W pewnym momencie potknąłem się i upadłem co było bolesne z niezagojoną raną. Nie miałem siły wstać dlatego położyłem się na plecach oddychając głęboko. Zamknąłem oczy i w pewnym momencie poczułem czyiś oddech nad moją twarzą. Uchyliłem powieki i nie byłem pewny tego, co widziałem bo było niesamowicie ciemno. Sięgnąłem po latarkę leżącą obok. Zaśmiałem się, kiedy zdałem sobie sprawę, przed czym uciekałem. 
-Cześć Mensy-powiedziałem i powoli wstałem nie odrywając wzroku od konia. Każdy ruch sprawiał mi ból dlatego podparłem się o grzbiet zwierzęcia.-Jak mnie tu znalazłaś, spryciulo? 
Siodło i lejce były na swoim miejscu a ja odetchnąłem z ulgą. Położyłem dłoń na ranie i powoli próbowałem wdrapać się na Mensy, niestety na marne. Po trzecim razie odsunąłem się dysząc ze zmęczenia. Kiedy traciłem wszelkie nadzieje zauważyłem spory kamień leżący obok mnie. Złapałem za lejce i podprowadziłem do tego miejsca konia. Stanąłem z ulgą. Trzymając dłoń na brzuchu próbowałem wdrapać się na Mensy ale nie miałem wystarczając na kamieniu i powoli udało mi się wdrapać na jego grzbiet. Chwile zastanawiałem się, gdzie jechać ale w ostateczności zdecydowałem się na północny wschód. 
 Jazda była dość nieprzyjemna ale o milion razy wolałem to od chodzenia. Po piętnastu minutach dotarliśmy nad jakieś jezioro, gdzie postanowiłem zrobić coś w rodzaju postoju. Przywiązałem Mensy do drzewa po czym opukałem się w zimnej wodzie. Światło księżyca odbijało się od tafli wody i wyglądało to naprawdę pięknie. Żałowałem, że nie było ze mną Harry'ego, na każdą myśl o nim do moich oczu cisnęły się łzy, których w pewnym momencie nie dałem rady opanować i wybuchnąłem płaczem. Zanurzyłem się całkowicie myśląc, co by było gdyby był ze mną, gdybym go wtedy nie zostawił. Może ucieklibyśmy gdzieś na zawsze, do innego miasta bądź kraju. Gdybym tylko mógł cofnąć czas. 
 Wyszedłem na brzeg, włożyłem na siebie ubrania i ułożyłem się na miękkiej trawie po chwili zasypiając. 

***

 Pogoda była dość ładna. Chmury nie przysłaniały Słońca przez co było naprawdę ciepło. Ziewnąłem i rozciągnąłem się wstając. Strzepnąłem z siebie piasek i podszedłem do Mensy. W pewnym momencie usłyszałem czyjeś rozmowy dobiegające zza krzaków. Podszedłem tam powoli chowając się za dość duże drzewo. Kilkanaście kroków ode mnie stało dwóch mężczyzn ubranych w coś przypominającego zbroje. Rozmawiali o czymś nieistotnym dlatego już chciałem odejść kiedy jeden z nich powiedział coś o dwóch niewolnikach. Po chwili udali się gdzieś za drzewa a ja postanowiłem pójść za nimi. Zatrzymali się przed wielkim wzgórzem w którym za chwile, jakby znikąd pojawiło się przejście i gdy weszli do środka znów się zamknęło. Chciałem się tam dostać ale nie miałem pojęcia jak. Chwile myślałem i wpadłem na bardzo dobry pomysł. 
Za chwile zauważyłem jednego z tych dwóch mężczyzn. Był odwrócony do mnie plecami. Wziąłem leżący obok kamień i cicho podszedłem do niego po czym uderzyłem go w głowę. Mężczyzna upadł i byłem pewny, że stracił przytomność. Zaciągnąłem go za krzaki i zdjąłem jego zbroje po czym włożyłem ją na siebie. Była trochę za duża ale nie miało to zbyt wielkiego znaczenia. Kiedy byłem gotowy przywiązałem mężczyznę do drzewa liną, która była przy zbroi. Nagle poczułem jak chwyta mój nadgarstek i usłyszałem, że coś szepcze. Wzruszyłem ramionami uderzając go jeszcze raz i tym razem byłem pewny, że będzie spał dużej niż parę minut. 
Podszedłem do wzgórza i chwile patrzyłem na nie nie mogąc znaleźć przejścia. 
-Pomóc w czymś?-Usłyszałem za plecami i odwróciłem się. Za mną stała kobieta, na oko miała może 40 lat. 
-Umm...z-zapomniałem jak się otwiera te drzwi.-Wskazałem palcem na wzgórze. 
-Jesteś nowy?-zapytała i wtedy zobaczyłem tablice z cyframi od 1 do 10. Kobieta podeszła do niej i nacisnęła kolejno 8,2 i 3 po czym otworzyła drzwi porośnięte trawą.
-Można tak powiedzieć-rzuciłem i wszedłem do środka. Zszedłem na dół krętymi schodami i stanąłem przed drewnianymi, dość dużymi drzwiami. Gdy je otworzyłem dech stanął mi w piersi. 
To, co zobaczyłem sprawiło, że moje serce zaczęło bić o milion razy szybciej niż przed chwilą a łzy cisnęły się do oczu. 


_____________________________________
Ten rozdział miał być o wiele dłuższy ale postanowiłam skończyć go na tym momencie, bo jest taki...zagadkowy? :) 
Następny dodam w środę (a potem znów wracam do dodawania co niedziele) xx

4 komentarze:

  1. OMG Kuń wrócił!!!
    O taaak <3
    Louis zapewne zobaczył Hazze i Liama.
    Tego jestem pewna XD
    Szkoda że taki krótki ale cóż twoja wizja.
    Już nie mogę się doczekać środy ^^
    AAAAAA GRATULACJE DLA MNIE!!
    NARESZCIE DAJE KOMA NA CZAS XD
    hahahahah dobra jestem XD brawa dla mnie hahahahha

    Pozdrawiam i Życzę weny :)

    @Paczek_Niall ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. HA I DO TEGO PIERWSZA XD HAHAHAHHAAHHAH DOBRA JESTEM XD

      Usuń
  2. dokładnie... js zagadkowy, ciekawy
    szkoda że krótki ale zakończenie w tym momencie js idealne - możemy sobie wyobrażać co zobaczył
    oby tym widokiem nie byli poranieni H i L
    mają być zdrowi :)
    życzę weny duuuzooo weny
    @bicz_plisss

    OdpowiedzUsuń
  3. Przerwałaś w dobrym momencie :D Już nie mogę się doczekać środy :) Mam nadzieję, że nareszcze Lou znajdzie Hazzę i będą żli długo i szczęśliwie :D
    @69_with_batman

    OdpowiedzUsuń