plakat

plakat

niedziela, 17 sierpnia 2014

Rozdział X

 Powiew wiatru był wyjątkowo drażliwy a ciemność panująca na zewnątrz strasznie zagadkowa. Niebo było szare, bez żadnych przebłysków, bez odrobiny słonecznego światła. Zupełnie jakby ktoś zabrał całe szczęście zamykając je w jakimś przedmiocie, o którym nikt nie miał pojęcia.  
 Liam prowadził nas gdzieś w głąb lasu wyjaśniając, że właśnie tam musimy się teraz udać. Biegliśmy przez krzaki nie patrząc w tył. Las był w tamtej chwili najbezpieczniejszym miejscem w całym mieście. Nawet na małą chwile nie puszczałem dłoni Harry'ego, przy nim czułem się bezpieczny. 
W pewnym momencie Liam zatrzymał się a ja zrobiłem to samo przy okazji zatrzymując Zielonookiego. Chłopak spojrzał na mnie pytająco a ja odwróciłem wzrok patrząc na Payne'a, który rozglądał się nie zwracając na mnie uwagi. 
-Nie ma go-powiedział wreszcie.-Był tu, dokładnie tutaj.
Chłopak wskazał na wielkie drzewo, pod którym leżał brązowy koc, na którym można było ujrzeć ślady krwi. 
-Czy on...żyje?-zapytałem wreszcie puszczając dłoń Harry'ego i podchodząc do drzewa. Ukucnąłem podnosząc materiał. Krew był świeża, nie zaschnięta. 
-Został postrzelony w brzuch. Przyniosłem go tutaj, byłem pewny, że to bezpieczne miejsce i pobiegłem do was. 
-Zwariowałeś?!-krzyknąłem a Liam zrobił krok w tył spuszczając głowe.
-Byłem głupi, wiem-powiedział cicho. 
-Głupi?! Liam, ty zupełnie straciłeś rozum! Nie zostawia się rannej osoby samej w lesie, nawet na chwile!-Cofnąłem się patrząc na chłopaka, który oparł się o drzewo. Po jego twarzy płynęły łzy ale nie miałem najmniejszego zamiaru się nad nim rozczulać. Złapałem dłoń Harry'ego, który patrzył na mnie zdziwiony. 
-Nigdy wcześniej nie słyszałem, jak krzyczysz-powiedział a ja zaśmiałem się bo jego mina była bezcenna, zdziwienie pomieszane z rozbawieniem.
-Ja też nie-powiedziałem zgodnie z prawdą. Chyba nigdy wcześniej nie uniosłem głosu na kogokolwiek, no może raz ale nie tak głośno jak tym razem. 
Harry spojrzał na Liama następnie na mnie i domyśliłem się, co chciał zrobić. 
-No idź-rzuciłem cicho i uśmiechnąłem się gdy chłopak delikatnie pocałował moje czoło. Podszedł do Payne'a i zaczął go pocieszać na co ja jedynie westchnąłem. Nie miałem zamiaru przysiadać się do nich ani stać bez ruchu więc powiedziałem Harry'emu, że pójdę się rozejrzeć na co ten jedynie kiwnął głową. 
Zanim się obejrzałem wyszedłem z lasu. Wielka łąka wyglądała nieciekawie gdy nie była oświetlona przez promienie słoneczne. W jednej chwili usłyszałem strzał i krzyk a ptaki opuściły korony drzew. Drugi strzał sprawił, żo postanowiłem wrócić do Harry'ego i Liama ale gdy tylko stanąłem przed wielkim drzewem zauważyłem, że nikogo pod nim nie było, leżał jedynie ten sam koc. Rozglądałem się ale nie widziałem nic poza roślinami. Wołałem ich ale nikt nie odpowiadał. Nie wiedziałem, co robić dlatego biegłem przed siebie a oczy zachodziły mi łzami. Potknąłem się o korzeń drzewa upadając na mech i nie miałem nawet siły, by wstać. Przęłknąłem śline gdy zauważyłem, że ktoś zbliża się w moim kierunku ale w tamtej chwili zemdlałem i nic już nie widziałem, nie słyszałem ani nie czułem. 

***

-Nic mu nie jest.-Usłyszałem czyiś głos i uchyliłem powieki. Twarz nieznanej mi kobiety była zaledwie pare centymetrów od mojej. Kiedy zobaczyła, że odzyskuje przytomność odsunęła się. Przetarłem oczy i próbowałem usiąść ale zostałem popchnięty. Syknąłem z bólu bo moje plecy nadal nie były gotowe na tego typu traktowanie. 
-Przepraszam-powiedziała ta sama dziewczyna.-Nie wstawaj. 
Kiwnąłem głową. Byłem w zupełnym szoku. Miałem ochotę wstać i pobiec gdziekolwiek, byle nie być tutaj. 
-Gdzie jestem?-zapytałem patrząc na dziewczyne, która na oko miała może z dwadzieścia lat.
-W namiocie medycznym. Leż spokojnie, za parę minut będziesz mógł wstać-wyjaśniła. 
 Westchnąłem i zacząłem myśleć o Harrym, o tym, że go zostawiłem. Co ja sobie myślałem? Co prawda nie został sam ale Liam nie był rozważny i mógł wpakować ich w kłopoty. Na tę myśl zrobiło mi się słabo. 
-Louis?-usłyszałem i obróciłem głowę. Ujrzałem tak dobrze znaną mi twarz. Miałem ochotę wstać ale nie chciałem denerwować pielęgniarki no i robić za wroga własnego zdrowia. 
-Zayn?-zapytałem ale byłem pewny odpowiedzi.
-Tak, tak to ja, Louis, ty żyjesz!
-Tak, można tak powiedzieć-zaśmiałem się a Mulat podszedł do mne powoli i delikatnie przytulił.
-Tak dobrze cie widzieć.
-Ciebie też.-Uśmiechnąłem się.-Kto ci to zrobił?-zapytałem wskazując na jego rane. 
-Sam nie wiem. Uciekałem z Liamem do lasu i nagle ktoś mnie postrzelił.
-Jak się tu znalazłeś?
-Sophia mnie znalazła i przyprowadziła tu-wyjaśnił Zayn wskazując na dziewczynę.
-Liam i Harry...zaginęli, nie mam pojęcia, gdzie są-powiedziałem nagle. 
Mulat spuścił głowę. 
-W takim razie trzeba ich znaleźć-stwierdził siadając na swoim materacu. 
-Tak, trzeba. Tylko jak?
-Normalnie. Jak stąd wyjdziemy to przeszukamy wszystkie miejsca w mieście. 
Kiwnąłem głową i po chwili zamknąłem oczy. Byłem bardzo słaby i wyczerpany dlatego bez słowa pogrążyłem się we śnie. 


_______________________________________
Krótki rozdział i beznadziejny ale opuściła mnie wena a chciałam dodać na czas :/ 
Następny rozdział nich będzie w piątek, bo skoro ten jest taki krótki to następny dodam wcześniej :)  



2 komentarze:

  1. Dlaczego znowu rozdzieliłaś Harryego i Lou? ;c Biedy Louis :( Mam nadzieję że szybko ich znajdą... A poza tym rozdział jest bardzo fajnie napisany :) Życzę weny ;*
    @69_with_batman

    OdpowiedzUsuń
  2. świetny rozdział ;)
    może i jest krótki ale coś się dzieje przynajmniej :)
    Larry - znowu osobno ale jednak i tak razem (sercem czyż nie?)
    mam nadzieję ze Li i Hazzie nic nie js x
    czekam na nn i życzę duuuzooo weny :3
    @bicz_plisss

    OdpowiedzUsuń