plakat

plakat

sobota, 23 sierpnia 2014

Rozdział XII

-Harry!-krzyknąłem i obojętne było dla mnie to, czy ktoś to usłyszał. Oddychałem wolno i głęboko a nogi trzęsły mi się przy każdym stawianym kroku. To, co widziałem było najgorszym widokiem na świecie. W kącie siedział skulony Harry ale...nie był moim Harrym. Jego oczy płonęły obojętnością i kiedy wreszcie na mnie spojrzał szybko odwrócił wzrok. Jego biała koszulka była ubrudzona krwią i miał rozcięty łuk brwiowy. Podszedłem do niego powoli ale gdy chciałem dotknąć jego dłoni szybko ją odtrącił. 
-Zostaw-wyszeptał z bólem a ja miałem ochotę rozpłakać się jak małe dziecko. Zrobiłem krok w tył a po chwili łzy pokryły moje policzki. Byłem taki bezradny, jak jeszcze nigdy. Kiedy otwierałem usta by coś powiedzieć szybko je zamykałem. Bałem się ale najgorsze jest to, że bałem się tak wielu rzeczy w tym samym czasie.  Bałem się, że znów ktoś skrzywdzi Harry'ego, bałem się, że ktoś skrzywdzi nas, bałem się, że Harry przestał mnie kochać, że ma mnie dosyć albo, że go zawiodłem. 
-Harry-wyszeptałem cicho ale chłopak nawet na mnie nie spojrzał.-Harry, powiedz mi, co się dzieje? Popatrz na mnie. 
Chłopak nawet nie drgnął i zacząłem tracić ostatnie nadzieje. Usiadłem na przeciwko niego i cicho westchnąłem wycierając płynące po policzkach łzy. 
-Czemu mnie zostawiłeś?-Usłyszałem i podniosłem wzrok na Harry'ego. 
-Ja...przepraszam, nie wiem dlaczego to zrobiłem, mogłem wziąść cie ze sobą albo nie iść wcale, przepraszam-mówiłem a Harry nadal unikał mojego spojrzenia. Po chwili jednak ujrzałem łze spływającą po jego policzku i podszedłem do niego mocno do siebie tuląc. Chłopak nie sprzeciwiał się, nie odepchnął mnie od siebie za co byłem mu ogromnie wdzięczny. Po chwili odwzajemnił uścisk i płakał w moich ramionach. Siedzieliśmy tak na zimnej podłodze a ja rysowałem palcami małe kółka na jego plecach i szeptałem w jego ucho, że wszystko będzie dobrze, że niedługo stąd wyjdziemy. Rozerwałem kawałek mojego bandaża i przyłożyłem go do rany na czole Harry'ego. 
-Przepraszam-wyszeptał ale ja pokręciłem głową. 
-Nie przepraszaj-uśmiechnąłem się bo wiedziałem, że najgorsze już minęło. 
Pomogłem mu wstać i za chwilę szliśmy wolno w stronę wyjścia. Na szczęście na schodach nie było oprócz nas żadnej żywej duszy dlatego wyszliśmy bez problemu. 
-Co z Liamem? Zostawimy go tu?-Dopiero po słowach Harry'ego przypomniałem sobie, że przecież Liam był razem z nim. 
-Nie, oczywiście, że nie. Gdzie on może być? Nie było go tam, gdzie zamknęli ciebie.
-Wzieli go do pomieszczenia na końcu korytarza.
-Zaraz po niego wrócę. Na razie chodź ze mną-powiedziałem i przyprowadziłem Harry'ego do miejsca, gdzie stała Mensy. Chłopak ucieszył się na widok konia i szybko go przytulił.-Nie odchodź nigdzie, dobrze?
-Będę czekał tutaj, idealnie w tym miejscu-powiedział ale nie wyczułem w tym sarkazmu dlatego wróciłem do wzgórza. Drzwi były cały czas otwarte przez co wszedłem tam bez większego problemu. Udałem się na koniec korytarza gdzie na szczęście nie było żadnego człowieka i otworzyłem dość duże drzwi. 
-Liam?-W pomieszczeniu było ciemno dlatego nie widziałem nawet, gdzie idę. Po chwili przypomniałem sobie o latarce. Zapaliłem ją i zobaczyłem Liama śpiącego na materacu. Nie był zraniony, nawet nie miał na skórze najmniejszego zadrapania. Podszedłem do Payna budząc go na różne sposoby ale ten ani drgnął. Dopiero, gdy potrząsnąłem nim mocno obudził się pytając, co się dzieje. 
-Musisz stąd uciekać-mówiłem ale chłopak chyba był nie do końca przytomny.-Liam! Słyszysz mnie? 
Payne nie odpowiedział, jedynie kiwnął głową i powoli wstał. 
Po chwili wyszliśmy na świerze powietrze a Liam upadł tuż przed lasem. Przestraszyłem się, że coś mu się stało ale po chwili zdałem sobię sprawę, że chłopak zasnął. Wywróciłem oczami i wziąłem go na ręce a że byłem od niego raczej dużo niższy sprawiło mi to dość spory problem. 
Harry spojrzał na mnie pytająco gdy ułożyłem Liama pod drzewem. 
-Co?-spytałem.
-Ty mi powiedz.-Wzruszył ramionami a ja rozpoznałem w jego spojrzeniu nutkę zazdrości.
-Słucham? Harry, ty...jesteś zazdrosny?-Uśmiechnąłem się szczerze i ukucnąłem przy Liamie.
-N-nie, nie jestem, ale...
-Jaaasne-przerwałem mu.-W takim razie nie obrazisz się, kiedy zrobię tak?
Przeczesałem włosy Liama i kątem oka zauważyłem jak Harry zaciska dłonie w pięści a jego twarz wygląda co najmniej dziwnie, jakby zaraz miał kogoś uderzyć lub coś rozwalić. Jednak po chwili uspokoił się kiwając głową.
-Oh, okej-westchnąłem i przejechałem kciukiem po policzku śpiącego Liama. 
-Louis!-usłyszałem i uśmiechnąłem się zadziornie. Mój plan zadziałał.-Mógłbyś przestać?
-Przestać...co? 
-Zachowywać się tak w stosunku do niego?-Twarz Harry'ego zapłonęła czerwienią a ja podszedłem do niego. 
-Oj Harry, Harry. Nie, wcale nie jesteś zazdrosny.-Położyłem dłoń na jego policzku i złączyłem nasze czoła. 
-Może trochę-powiedział a ja zaśmiałem się.
-Tylko trochę?
-No dobrze, bardzo ale to tylko dlatego, że bardzo cię kocham-wyszeptał i złączył nasze usta. Pocałunek był wyjątkowo delikatny i subtelny. Nie chciałem go przerywać dlatego Harry zrobił to pierwszy. 
-Też cie kocham-powiedziałem cicho. 
-Co powiesz na kąpiel?-Kiedy kiwnąłem głową z uśmiechem złapał moją dłoń i oboje weszliśmy do rzeki. 
Pomogłem Harry'emu przemyć rany i kiedy postanowiliśmy wyjść Liam zaczął się budzić. 
-Śpiąca królewna się obudziła! Witamy wśród żywych!-Zaśmiałem się a Harry spiorunował mnie spojrzeniem. Jego zazdrość znów dała się we znaki.
-Coś mnie ominęło?-spytał Liam wstając i przeciągając się. 
-Nic wielkiego-powiedziałem puszczając oczko do Harry'ego. 


***

 -Więc...gdzie jest Zayn?-zapytał Liam zeskakując z konia a ja wskazałem na namiot stojący przed nami i za chwilę pobiegł w jego stronę. 
-Czy oni z Zaynem...no wiesz
-Nie, raczej nie-powiedziałem zgodnie z prawdą i pomogłem Harry'emu zejść z konia. Po chwili my również weszliśmy do namiotu.
 Zayn siedział skrzyżnie na materacu i rozmawiał z Liamem. Uśmiechał się a gdy zauważyłem ich splecione palce zacząłem zastanawiać się, czy przypadkiem nie okłamałem Harry'ego mówiąc, że nic ich nie łączy. Kiedy Zayn nas zobaczył rozłożył ramiona i szybko znalazłem tam swoje miejsce. 
-Jestem z ciebie dumny, Louis-powiedział a ja szczerze się uśmiechnąłem.
-Jak się czujesz-spytałem odsuwając się od Mulata. 
-Już jest lepiej, rana prawie wcale nie boli. 
-To dobrze.
Usiadłem obok Harry'ego i złapałem jego dłoń a on pocałował delikatnie moją skroń. 
-Jesteście uroczy-przyznał Zayn a Liam zgodził się na co zachichotałem a Harry podziękował uśmiechając się od ucha do ucha.-Co teraz będzie?
Nie byłem pewny odpowiedzi. Ja z Harrym napewno wrócimy do zamku, ale co z Liamem i Zaynem? Nie zostawimy ich.
-Zamieszkacie w zamku ze mną i Lou. Dwa wolne pokoje raczej się znajdą-powiedział Harry a ja podziękowałem w myślach, że jego głowa była pełna wspaniałych pomysłów.
-Jesteś wspaniały-Zayn uścisnął bruneta.-dziękuję, dziękuję, dziękuję. 
-Nie masz za co. Zaopiekowałeś się Louisem, jestem ci niezwykle wdzięczny.-Na słowa Harry'ego zarumieniłem się a kąciki moich ust powędrowały w górę.
-Chyba trzeba już jechać-stwierdziłem po chwili. Harry i Zayn zgodzili się a ja nawet nie zauważyłem, że Liama nie było przy nas. Rozmawiał z pielęgniarką ale nie byłem pewny, czy była to zwykła rozmowa bo dziewczyna wyglądała, jakby zaraz miała upaść z wrażenia, typowe dla kobiet, którym podoba się nowo poznany mężczyzna. 
-Wiecie, wydaje mi się, że Liam chciałby tu jeszcze zostać.-Wskazałam na Payna.
-Liam?-Zayn podszedł do chłopaka.-Jedziesz z nami? 
-C-co?
-Czyli nie.-Zayn wzruszył ramionami a ja spojrzałem na Harry'ego śmiejąc się. 
-Wiecie chłopaki, ja chyba tu zostanę-powiedział Liam.
-Wiesz gdzie jest zamek, wpadaj jak będziesz miał czas-mruknął Harry. 
 
Pożegnaliśmy się z Liamem i za chwilę byliśmy w drodzę do zamku. 
Biorąc pod uwagę to, co przeżyliśmy w ostatnim czasie zasłużyliśmy na pożądną, królewską kolacje. 


________________________________
Następny rozdział we wtorek (przełożony) :) 

PS zapraszam na mojego one shota (Larry oczywiście) 
http://compassmetship.tumblr.com/post/95821477083/my-story-larry-stylinson-one-shot xx

piątek, 22 sierpnia 2014

Rozdział XI

-Louis, wstań, musisz się napić.-Usłyszałem i szybko otworzyłem oczy. Zayn siedział obok, w dłoni trzymał szklankę wody i kiedy powoli usiadłem skrzyżnie na materacu podał mi ją mrugając kilkakrotnie. Wyglądał na zmęczonego. Spytałem, czy wszystko w porządku ale Mulat jedynie kiwnął głową i nie było to zbyt przekonujące. Uciekał wzrokiem kiedy na niego patrzyłem a gdy chciałem dotknąć jego ręki szybko ją odsuwał. Był blady i nie dało się nie zauważyć jego podkrążonych oczu.
-Na pewno wszystko okej?-spytałem po raz drugi. 
-Właściwie to...nie-powiedział spuszczając głowę.-Okropnie się czuję, wszystko mnie boli i jeszcze ta rana. 
Spojrzałem na niego ze współczuciem. 
-Sam pójdę poszukać chłopaków, zgoda?-spytałem a Zayn pokręcił głową.
-Pójde ci pomóc.
-Nie. Zostajesz tutaj, obiecuję, że po ciebie wrócę, okej? 
Chłopak chwile myślał nad odpowiedzią ale w ostateczności uśmiechnął się lekko. 
-Dzięki-powiedział cicho i wrócił na swój materac. 
 Wstałem powoli. Jeszcze trochę kręciło mi się w głowie ale była to ostatnia rzecz, którą się przejmowałem. W namiocie był tylko Zayn, jakiś mężczyzna i dwie pielęgniarki. Poza mną i Zaynem wszyscy spali dlatego zabranie małego scyzoryka i latarki ze stołu nie było dla mnie żadnym problemem. Schowałem scyzoryk do kieszeni po czym wyszedłem z namiotu. Był środek nocy. Księżyc w pełni dawał trochę światła ale naprawdę niewiele. Znajdowałem się na jakimś polu a niedaleko, dosłownie trzydzieści kroków od miejsca, w którym stałem można było ujrzeć las. Coś podpowiedziało mi, żebym ruszył w kierunku zachodnim i tak też zrobiłem. 
 Zapaliłem latarkę i westchnąłem gdy zdałem sobie sprawę, że czekała mnie podróż przez ciemny i niebezpieczny las. Stawiałem małe kroki i za każdym rozglądałem się. Czułem, że w każdej chwili coś może mnie zaatakować. Kiedy usłyszałem jakieś dźwięki zza krzaków przyśpieszyłem i za chwile biegłem najszybciej jak potrafiłem. Byłem pewny, że coś za mną podążało ale nie miałem odwagi odwrócić się i spojrzeć czym to mogło być. W pewnym momencie potknąłem się i upadłem co było bolesne z niezagojoną raną. Nie miałem siły wstać dlatego położyłem się na plecach oddychając głęboko. Zamknąłem oczy i w pewnym momencie poczułem czyiś oddech nad moją twarzą. Uchyliłem powieki i nie byłem pewny tego, co widziałem bo było niesamowicie ciemno. Sięgnąłem po latarkę leżącą obok. Zaśmiałem się, kiedy zdałem sobie sprawę, przed czym uciekałem. 
-Cześć Mensy-powiedziałem i powoli wstałem nie odrywając wzroku od konia. Każdy ruch sprawiał mi ból dlatego podparłem się o grzbiet zwierzęcia.-Jak mnie tu znalazłaś, spryciulo? 
Siodło i lejce były na swoim miejscu a ja odetchnąłem z ulgą. Położyłem dłoń na ranie i powoli próbowałem wdrapać się na Mensy, niestety na marne. Po trzecim razie odsunąłem się dysząc ze zmęczenia. Kiedy traciłem wszelkie nadzieje zauważyłem spory kamień leżący obok mnie. Złapałem za lejce i podprowadziłem do tego miejsca konia. Stanąłem z ulgą. Trzymając dłoń na brzuchu próbowałem wdrapać się na Mensy ale nie miałem wystarczając na kamieniu i powoli udało mi się wdrapać na jego grzbiet. Chwile zastanawiałem się, gdzie jechać ale w ostateczności zdecydowałem się na północny wschód. 
 Jazda była dość nieprzyjemna ale o milion razy wolałem to od chodzenia. Po piętnastu minutach dotarliśmy nad jakieś jezioro, gdzie postanowiłem zrobić coś w rodzaju postoju. Przywiązałem Mensy do drzewa po czym opukałem się w zimnej wodzie. Światło księżyca odbijało się od tafli wody i wyglądało to naprawdę pięknie. Żałowałem, że nie było ze mną Harry'ego, na każdą myśl o nim do moich oczu cisnęły się łzy, których w pewnym momencie nie dałem rady opanować i wybuchnąłem płaczem. Zanurzyłem się całkowicie myśląc, co by było gdyby był ze mną, gdybym go wtedy nie zostawił. Może ucieklibyśmy gdzieś na zawsze, do innego miasta bądź kraju. Gdybym tylko mógł cofnąć czas. 
 Wyszedłem na brzeg, włożyłem na siebie ubrania i ułożyłem się na miękkiej trawie po chwili zasypiając. 

***

 Pogoda była dość ładna. Chmury nie przysłaniały Słońca przez co było naprawdę ciepło. Ziewnąłem i rozciągnąłem się wstając. Strzepnąłem z siebie piasek i podszedłem do Mensy. W pewnym momencie usłyszałem czyjeś rozmowy dobiegające zza krzaków. Podszedłem tam powoli chowając się za dość duże drzewo. Kilkanaście kroków ode mnie stało dwóch mężczyzn ubranych w coś przypominającego zbroje. Rozmawiali o czymś nieistotnym dlatego już chciałem odejść kiedy jeden z nich powiedział coś o dwóch niewolnikach. Po chwili udali się gdzieś za drzewa a ja postanowiłem pójść za nimi. Zatrzymali się przed wielkim wzgórzem w którym za chwile, jakby znikąd pojawiło się przejście i gdy weszli do środka znów się zamknęło. Chciałem się tam dostać ale nie miałem pojęcia jak. Chwile myślałem i wpadłem na bardzo dobry pomysł. 
Za chwile zauważyłem jednego z tych dwóch mężczyzn. Był odwrócony do mnie plecami. Wziąłem leżący obok kamień i cicho podszedłem do niego po czym uderzyłem go w głowę. Mężczyzna upadł i byłem pewny, że stracił przytomność. Zaciągnąłem go za krzaki i zdjąłem jego zbroje po czym włożyłem ją na siebie. Była trochę za duża ale nie miało to zbyt wielkiego znaczenia. Kiedy byłem gotowy przywiązałem mężczyznę do drzewa liną, która była przy zbroi. Nagle poczułem jak chwyta mój nadgarstek i usłyszałem, że coś szepcze. Wzruszyłem ramionami uderzając go jeszcze raz i tym razem byłem pewny, że będzie spał dużej niż parę minut. 
Podszedłem do wzgórza i chwile patrzyłem na nie nie mogąc znaleźć przejścia. 
-Pomóc w czymś?-Usłyszałem za plecami i odwróciłem się. Za mną stała kobieta, na oko miała może 40 lat. 
-Umm...z-zapomniałem jak się otwiera te drzwi.-Wskazałem palcem na wzgórze. 
-Jesteś nowy?-zapytała i wtedy zobaczyłem tablice z cyframi od 1 do 10. Kobieta podeszła do niej i nacisnęła kolejno 8,2 i 3 po czym otworzyła drzwi porośnięte trawą.
-Można tak powiedzieć-rzuciłem i wszedłem do środka. Zszedłem na dół krętymi schodami i stanąłem przed drewnianymi, dość dużymi drzwiami. Gdy je otworzyłem dech stanął mi w piersi. 
To, co zobaczyłem sprawiło, że moje serce zaczęło bić o milion razy szybciej niż przed chwilą a łzy cisnęły się do oczu. 


_____________________________________
Ten rozdział miał być o wiele dłuższy ale postanowiłam skończyć go na tym momencie, bo jest taki...zagadkowy? :) 
Następny dodam w środę (a potem znów wracam do dodawania co niedziele) xx

niedziela, 17 sierpnia 2014

Rozdział X

 Powiew wiatru był wyjątkowo drażliwy a ciemność panująca na zewnątrz strasznie zagadkowa. Niebo było szare, bez żadnych przebłysków, bez odrobiny słonecznego światła. Zupełnie jakby ktoś zabrał całe szczęście zamykając je w jakimś przedmiocie, o którym nikt nie miał pojęcia.  
 Liam prowadził nas gdzieś w głąb lasu wyjaśniając, że właśnie tam musimy się teraz udać. Biegliśmy przez krzaki nie patrząc w tył. Las był w tamtej chwili najbezpieczniejszym miejscem w całym mieście. Nawet na małą chwile nie puszczałem dłoni Harry'ego, przy nim czułem się bezpieczny. 
W pewnym momencie Liam zatrzymał się a ja zrobiłem to samo przy okazji zatrzymując Zielonookiego. Chłopak spojrzał na mnie pytająco a ja odwróciłem wzrok patrząc na Payne'a, który rozglądał się nie zwracając na mnie uwagi. 
-Nie ma go-powiedział wreszcie.-Był tu, dokładnie tutaj.
Chłopak wskazał na wielkie drzewo, pod którym leżał brązowy koc, na którym można było ujrzeć ślady krwi. 
-Czy on...żyje?-zapytałem wreszcie puszczając dłoń Harry'ego i podchodząc do drzewa. Ukucnąłem podnosząc materiał. Krew był świeża, nie zaschnięta. 
-Został postrzelony w brzuch. Przyniosłem go tutaj, byłem pewny, że to bezpieczne miejsce i pobiegłem do was. 
-Zwariowałeś?!-krzyknąłem a Liam zrobił krok w tył spuszczając głowe.
-Byłem głupi, wiem-powiedział cicho. 
-Głupi?! Liam, ty zupełnie straciłeś rozum! Nie zostawia się rannej osoby samej w lesie, nawet na chwile!-Cofnąłem się patrząc na chłopaka, który oparł się o drzewo. Po jego twarzy płynęły łzy ale nie miałem najmniejszego zamiaru się nad nim rozczulać. Złapałem dłoń Harry'ego, który patrzył na mnie zdziwiony. 
-Nigdy wcześniej nie słyszałem, jak krzyczysz-powiedział a ja zaśmiałem się bo jego mina była bezcenna, zdziwienie pomieszane z rozbawieniem.
-Ja też nie-powiedziałem zgodnie z prawdą. Chyba nigdy wcześniej nie uniosłem głosu na kogokolwiek, no może raz ale nie tak głośno jak tym razem. 
Harry spojrzał na Liama następnie na mnie i domyśliłem się, co chciał zrobić. 
-No idź-rzuciłem cicho i uśmiechnąłem się gdy chłopak delikatnie pocałował moje czoło. Podszedł do Payne'a i zaczął go pocieszać na co ja jedynie westchnąłem. Nie miałem zamiaru przysiadać się do nich ani stać bez ruchu więc powiedziałem Harry'emu, że pójdę się rozejrzeć na co ten jedynie kiwnął głową. 
Zanim się obejrzałem wyszedłem z lasu. Wielka łąka wyglądała nieciekawie gdy nie była oświetlona przez promienie słoneczne. W jednej chwili usłyszałem strzał i krzyk a ptaki opuściły korony drzew. Drugi strzał sprawił, żo postanowiłem wrócić do Harry'ego i Liama ale gdy tylko stanąłem przed wielkim drzewem zauważyłem, że nikogo pod nim nie było, leżał jedynie ten sam koc. Rozglądałem się ale nie widziałem nic poza roślinami. Wołałem ich ale nikt nie odpowiadał. Nie wiedziałem, co robić dlatego biegłem przed siebie a oczy zachodziły mi łzami. Potknąłem się o korzeń drzewa upadając na mech i nie miałem nawet siły, by wstać. Przęłknąłem śline gdy zauważyłem, że ktoś zbliża się w moim kierunku ale w tamtej chwili zemdlałem i nic już nie widziałem, nie słyszałem ani nie czułem. 

***

-Nic mu nie jest.-Usłyszałem czyiś głos i uchyliłem powieki. Twarz nieznanej mi kobiety była zaledwie pare centymetrów od mojej. Kiedy zobaczyła, że odzyskuje przytomność odsunęła się. Przetarłem oczy i próbowałem usiąść ale zostałem popchnięty. Syknąłem z bólu bo moje plecy nadal nie były gotowe na tego typu traktowanie. 
-Przepraszam-powiedziała ta sama dziewczyna.-Nie wstawaj. 
Kiwnąłem głową. Byłem w zupełnym szoku. Miałem ochotę wstać i pobiec gdziekolwiek, byle nie być tutaj. 
-Gdzie jestem?-zapytałem patrząc na dziewczyne, która na oko miała może z dwadzieścia lat.
-W namiocie medycznym. Leż spokojnie, za parę minut będziesz mógł wstać-wyjaśniła. 
 Westchnąłem i zacząłem myśleć o Harrym, o tym, że go zostawiłem. Co ja sobie myślałem? Co prawda nie został sam ale Liam nie był rozważny i mógł wpakować ich w kłopoty. Na tę myśl zrobiło mi się słabo. 
-Louis?-usłyszałem i obróciłem głowę. Ujrzałem tak dobrze znaną mi twarz. Miałem ochotę wstać ale nie chciałem denerwować pielęgniarki no i robić za wroga własnego zdrowia. 
-Zayn?-zapytałem ale byłem pewny odpowiedzi.
-Tak, tak to ja, Louis, ty żyjesz!
-Tak, można tak powiedzieć-zaśmiałem się a Mulat podszedł do mne powoli i delikatnie przytulił.
-Tak dobrze cie widzieć.
-Ciebie też.-Uśmiechnąłem się.-Kto ci to zrobił?-zapytałem wskazując na jego rane. 
-Sam nie wiem. Uciekałem z Liamem do lasu i nagle ktoś mnie postrzelił.
-Jak się tu znalazłeś?
-Sophia mnie znalazła i przyprowadziła tu-wyjaśnił Zayn wskazując na dziewczynę.
-Liam i Harry...zaginęli, nie mam pojęcia, gdzie są-powiedziałem nagle. 
Mulat spuścił głowę. 
-W takim razie trzeba ich znaleźć-stwierdził siadając na swoim materacu. 
-Tak, trzeba. Tylko jak?
-Normalnie. Jak stąd wyjdziemy to przeszukamy wszystkie miejsca w mieście. 
Kiwnąłem głową i po chwili zamknąłem oczy. Byłem bardzo słaby i wyczerpany dlatego bez słowa pogrążyłem się we śnie. 


_______________________________________
Krótki rozdział i beznadziejny ale opuściła mnie wena a chciałam dodać na czas :/ 
Następny rozdział nich będzie w piątek, bo skoro ten jest taki krótki to następny dodam wcześniej :)  



niedziela, 10 sierpnia 2014

Rozdział IX

 Kiedy się przebudziłem kątem oka ujrzałem Liama rozmawiającego z Zaynem. Ku mojemu zdziwieniu Mulat nie był już przywiązany, stał przy kratach trzymając dłoń na jednym z prętów. Miał spuszczoną głowę i robił butem różne wzorki na podłodze. Liam patrzył na niego a w jego wzroku widać było skruchę. Położył dłoń na dłoni Zayna ale ten szybko ją zabrał kręcąc głową. Wyszeptał coś pod nosem, niestety nie byłem w stanie usłyszeć co. Liam również spojrzał w dół mówiąc ciche ''mam nadzieję, że kiedyś mi wybaczysz''  i odszedł nie patrząc już na Zayna.
 Przetarłem zaspane oczy powoli wstając i podszedłem do mulata. Położyłem dłoń na jego plecach a ten bez ostrzeżenia wtulił się we mnie. Wtedy mogłem stwierdzić, że płacze. Odwzajemniłem uścisk pytając cicho o powód jego łez.
-Ja...n-nie chcę t-tak.-Głos Mulata był załamany.-Chcę znów b-być jego przyjacielem. 
-to nic trudnego-stwierdziłem patrząc mu w oczy.-Tylko nie rozumiem czemu tak bardzo sie przed nim bronisz. Ten pocałunek był dla żartów, pewnie nic do ciebie nie czuje i...
-Jego ojciec zabił mi rodzine-przerwał mi. Nic z tego nie rozumiałem, czemu nie powiedział mi o tym wcześniej?
-C-co?
-To co słyszysz. Gdyby chodziło jedynie o pocałunek wybaczyłbym mu tego samego dnia ale tego nie jestem w stanie. On to widział, widział jak jego ojciec podpala dom mojej rodziny i nic z tym nie zrobił, nic a nic, a wiedział, że są dla mnie ważni.-Chłopak usiadł chowając twarz w dłonie. Usiadłem obok niego wbijając wzrok w podłogę. 
-Przepraszam, nie wiedziałem.-Westchnąłem zerkając kątem oka na Zayna, który bawił się palcami.-Wiem, jak się czujesz. 
-Wiesz?-Mulat spojrzał na mnie a ja kiwnąłem głową. 
-Ja również straciłem rodzine przez co musiałem żyć na własne ryzyko. Nie wiem, co się z nimi stało. Pewnego dnia obudziłem się na polu. Chciałem wrócić do domu ale jego tam nie było, nie zostało z niego nic, jedynie ziemia, której nie zdąrzyła jeszcze pokryć trawa. Wołałem ich ale na marne, nigdy więcej już ich nie zobaczyłem. Wolę mówić, że mnie zostawili i odeszli, że mieli mnie dosyć niż wierzyć, że umarli. Nie miałem z nimi dobrego kontaktu ale kochałem ich i do teraz nie mogę pogodzić się z tym, że ich ze mną nie ma.-Zayn spojrzał na mnie smutno. Wiedziałem, że mnie rozumiał.
-Przynajmniej masz kogoś, kto cię kocha.-Nie wiedziałem, co powiedzieć. Chłopak miał racje ale nia chciałem sprawiać mu przykrości potwierdzając to więc nie odezwałem się.-W sumie, po co się dobijać? Zostawmy ten temat.
Kiwnąłem głową. 
-Jak to zrobiłeś?-spytałem cicho. 
-Co?
-Jak się rozkułeś?
-To nie ja, Liam mi pomógł. 
-Może jednak nie jest taki zły-mruknąłem. 
-Jest, był i będzie-powiedział uparcie Zayn. 
-Jak chcesz-wzruszyłem ramionami podchodząc do krat, ukucnąłem wpatrując się w podłogę.
-Co robisz?-spytał Mulat obserwując mnie z zainteresowaniem. 
-Tam coś leży i wygląda jak list-powiedziałem rozglądając się, czy nikt nie idzie. 
-Oh, zapomniałem. Liam miał ci go dać ale jak odchodził wypadł mu z torby. 
-Czyli to do mnie?
-Na to wygląda. 
Położyłem się na brzuchu (co z moją raną było dość bolesne) ale gdy wyciągnąłem ręke, by sięgnąć papier syknąłem z bólu i przyciągnąłem do siebie ręke. Zayn podszedł do mnie, położył się obok i bez większego trudu sięgnął po list. Podał mi go a ja podziękowałem i trzymając dłoń w miejscu rany usiadłem na swoim miejscu. Rozłożyłem kartkę, która poskładana była na trzy części i zacząłem czytać tekst.

 Drogi Lou
Zacząłem to jak list, bo w zasadzie nim jest ale, jejku wybacz mi te plamy i rozmazany tusz. Nie wiem od czego zacząć. To co tu napiszę nie zawsze będzie trzymać się kupy, nigdy nie robiłem takich błędów. Ręce mi się trzęsą, cały się trzęse, boje się...znaczy, nie, nie czytałeś tego, nie boję się. No dobra, strasznie się boję ale nie martw się o mnie. To ja, Harry, w sumie nie trudno się domyślić. Żyję Louis, cudem ale żyję. Ale nie mogę pogodzić się z tym, że Ty tu jesteś. Nie zasługujesz na te męczarnie, Lou. To przeze mnie tu jesteś, przepraszam, tak bardzo Cię przepraszam. Dziś w nocy byłeś operowany a ja byłem przy Tobie i...Twoje usta smakowały tak cudownie. Tak bardzo mi ich brakowało i nadal brakuje. Chce być przy Tobie, tak bardzo tęsknie. Tu jest tak ciemno, Louis, tak bardzo ciemno.

Moje oczy zaszkliły się łzami. Tak bardzo za nim tęskniłem. Po przeczytaniu tego listu bałem się o niego bardziej, niż kiedykolwiek. 
Złożyłem papier i włożyłem go do tylnej kieszeni spodni. Przetarłem oczy patrząc na moje dłonie, które stały się nagle dziwnie interesujące. 
-Coś się stało?-spytał Zayn a ja pokręciłem głową.-To co masz taką minę? 
-To...list od Harry'ego-wyjaśniłem. Mulat wbił wzrok w moje palce, które cały czas poprawiały rękawy koszulki.
-Denerwujesz się czymś...albo boisz, tylko czego?-Zayn nie dawał mi spokoju dlatego westchnąłem i zacząłem mówić mu o liście i recytować z pamięci jego treść. Gdy skończyłem chłopak podszedł do mnie i delikatnie przyciągnął mnie do siebie. Zayn na prawdę mi pomógł, pomagał mi każdego dnia w każdej sprawie. Zaczeliśmy traktować się jak rodzeństwo. Raz pomyślałem nawet, że chłopak i Perrie, którą poznałem niedawno, jeszcze przed moim wyjazdem tworzyli by wspaniałą parę, wiele ich łączyło dlatego obiecałem sobie i jemu, że gdy tylko uda nam się stąd uciec poznam ich ze sobą.
-Prześpij się-doradził Zayn uśmiechając się do mnie. Odwzajemniłem uśmiech kiwając lekko głową. 
Ułożyłem się wygodnie na ziemi i po chwili zupełnie odpłynąłem. 

***

 Głośny trzask tuż przy moim uchu był powodem mojej pobudki. Chciałem przetrzeć oczy ale nie mogłem ruszyć ręką, była przywiązana. Przekląłem w myślach, bo myślałem, że znów coś stało się z raną i trafiłem do sali operacyjnej ale w nawet najmniejszym stopniu nie trafiłem. Byłem na zewnątrz, bo wiatr muskał moją skórę. Otworzyłem oczy lecz jedyne, co mogłem zauważyć to ciemność, cóż, nie trudno było zgadnąć, że miałem na oczach coś w rodzaju chusty. Kolejny strzał a ja wzdrygnąłem się bo był jeszcze głośniejszy od poprzedniego. Po chwili zorientowałem się, że byłem przykuty. Powoli usiadłem i zacząłem się szarpać, niestety na marne. Bałem się krzyczeć dlatego byłem cicho. Trzeci strzał i czyjeś wrzaski spowodowały, że skuliłem się ze strachu. Nie miałem pojęcia, co właśnie się działo.
W jednej chwili poczułem czyjąś zimną dłoń na moich ustach przez co chcąc nie chcąc zacząłem krzyczeć, wołać o pomoc ale nikt nie był w stanie mnie usłyszeć. 
-Nie krzycz, Louis, proszę.-Usłyszałem cichy głos, którego zupełnie nie kojarzyłem albo byłem zbyt zszokowany, by kojarzyć. Jednak pomimo wszystko ucichłem. Dłoń tajemniczej osoby przeniosła się do moich rąk i po chwili poczułem, jak uścisk na moich nadgarstkach się zwalnia a sznur, którym byłem przywiązany opada na podłogę. Ktoś podniósł mnie powoli przez co stałem teraz na nogach. Próbowałem zdjąć z oczu chuste ale nie dawałem sobie rady. Osoba pociągnęła mnie za ręke i usłyszałem trzask zamykanych drzwi. Po chwili chusta upadła na ziemie a ja znów widziałem jedynie ciemność jednak mogłem przysiądz, że tym razem nic nie zasłaniało mojego wzroku. Ktoś popchnął mnie na ścianę i zaczął powoli całować moje usta. W jednej chwili dotyk stał się tak niewiarygodnie znajomy. Odwzajemniałem pocałunki bo byłem niemal pewny, kto je składa. 
-Harry-wyszeptałem gdy przeniósł usta na moją szyję. Dotyk był tak delikatny, że za każdym razem zupełnie się rozpływałem. Westchnąłem krótko gdy złożył pocałunek na moim policzku po czym złączył nasze czoła. W tym momencie jedna ze świeczek obok nas zapłonęła pomarańczowym ogniem a ja ujrzałem tak znajome, zielone tęczówki. Nie myliłem się. to był Harry, mój Harry. 
-Tak bardzo tęskniłem-wyszeptał a ja ujrzałem łzę płynącą po jego policzku. Z powrotem złączył nasze usta również splatając palce u naszych rąk. 
-Nie wierzę-powiedziałem i poczułem łzy zbierające się do moich oczu. Byłem szczęśliwy i nie miałem żadnych wątpliwości, że towarzyszyły mi łzy szczęścia.-To ty, to na prawdę ty.
Przytuliłem Harry'ego do siebie i wtedy ujrzałem bliznę na jego karku. Odwzajemnił uścisk ale za chwilę odsunął się kilka małych kroków w tył patrząc na mój brzuch.
-Krwawisz-powiedział a jego twarz w ułamku sekundy zbladła. 
-To nic-stwierdziłem ale Harry ani trochę nie przejął się mojmi słowami tylko podszedł do małej szafki na której stał dzbanek wody a obok niego leżał mały kawałek jakiejś tkaniny. Zielonooki kazał mi usiąść a sam ukucnął przy mnie odwijając bandaż. Rana wyglądała nieciekawie, w jedyn miejscu popękały szwy przez co pojawił się krwotok ale nie czułem większego bólu. Harry polewał powoli ranę zimną wodą a ja syknąłem ściskając jego dłoń. Nachylił się nade mną i delikatnie pocałował moją skroń. Materiałem delikatnie przetarł ranę następnie znów zawiązując wokół niej bandaż oraz chustę, którą wcześniej miałem na oczach. Uklęknął naprzeciwko mnie łapiąc moje dłonie a kąciki jego ust powędrowały powoli do góry. 
-Teraz jest dobrze, musisz uważać. Kto ci to zrobił?-zapytał siadając obok mnie. 
-Ja...sam nie wiem-powiedziałem zgodnie z prawdą. 
-Rozumiem, oni nieraz atakują z zaskoczenia. To prawdziwe potwory. 
-Harry...-zacząłem cicho.-Gdzie my jesteśmy? 
-To coś w podobie szopy ale jest tu bezpiecznie. Ojciec powiedział mi kiedyś o tej kryjówce, tu nikt nie wchodzi a nawet jeśli by chciał to zastawiłem drzwi.
-Co się dzieje na zewnątrz?
-Dwie armie, zielona i czerwona się pokłóciły i z tego wyszła wojna. Postanowili przywiązać więźniów do murów obronnych, nie pytaj dlaczego. Uwolniłem się i ruszyłem cię szukać-wyjaśnił.
-O mój Boże-wydostało się z moich ust kiedy zdałem sobie sprawę, że Zayn również był więźniem.-Tam jest mój przyjaciel. 
-Jak wygląda?
-Dość wysoki Mulat, ciemne włosy, szczupły. 
-Syn króla armii mu pomógł, jest bezpieczny.-Na słowa Harry'ego odetchnąłem z ulgą. 
Zielonooki wstał podchodząc do drewnianej skrzynki. Po chwili zdjął koszulkę a ja nie mogłem uwierzyć w to, co zobaczyłem. Wstałem i podszedłem bliżej do Harry'ego. Na plecach miał czerwone pręgi, różnego rodzaju blizny i otarcia a skóra na jego barkach była przetarta. Położyłem dłonie na jego biodrach po czym złożyłem delikatny pocałunek na tylnej części jego szyi, na której również było widać otarcia. 
-Nie przejmuj się tym-powiedział ale jego słowa tak głupio brzmiały w mojej głowie. Jak mogłem nie przejmować się tym, że moja miłość, mój największy na świecie skarb tak cierpiał?
-Usiądź-powiedziałem cicho. Chłopak chwile się zastanawiał ale usiadł w tym samym miejscu, w którym wcześniej stał. Ukucnąłem za nim i składałem delikatne pocałunki na wszystkich jego bliznach. Wtedy dopiero ujrzałem, jak kruchy był. Zawsze był tym odważniejszym ale teraz? Teraz był jak porcelanowa laleczka. Nawet nie wiedziałem, kiedy na moich policzkach pojawiły się łzy. 
-Nie płacz-powiedział, gdy jedna z nich skapnęła na jego plecy.-Nie chcę, żebyś płakał.-Wytarłem łzy.
-To nic-wyszeptałem i opuszkiem palca prześledziłem jego najdłuższą bliznę.
-Jestem słaby-wyszeptał a ja usiadłem przed nim i położyłem dłonie na jego policzkach.
-Nie jesteś słaby. Proszę, nigdy tak nie mów. Jesteś najsilniejszą osobą, jaką znam. 
-Kocham cię-powiedział cicho.
-Ja ciebie też-odpowiedziałem i podałem mu leżącą na skrzyni, dość czystą koszulkę. Pomogłem mu ją założyć i pocałowałem jego czoło. Złapał mnie za rękę i wtedy ktoś zaczął szarpać za klamkę od drzwi. Harry podszedł do nich i spojrzał przez małą dziurę po czym otworzył je i ujrzałem Liama, którego twarz była strasznie blada. 
-Liam? Co się stało?-spytałem nieco głośniej.
-Zayn...-zaczął cicho i nie musiał kończyć, nie chciałem, by kończył. 


_________________________________________
Następny rozdział za tydzień (czyli w niedziele) :) xx



piątek, 1 sierpnia 2014

Rozdział VIII

 -Louis! Louis, wychodź! Wygrałeś, poddaję się!-usłyszałem głos Harry'ego i zaśmiałem się pod nosem. Siedziałem skulony pod dość dużym krzakiem. Pomimo próśb Zielonookiego nie miałem zamiaru ruszyć się z tego miejsca.-Louis, proszę!
Byłem dumny z siebie, że wybrałem tak dobrą kryjówkę. Zawsze miałem jakiegoś asa w rękawie ale to miejsce było najlepsze ze wszystkich jak do tej pory. Zamknąłem oczy a piękny zapach kwiatów dostał się do moich nozdrzy. Wdychałem jedną z najpiękniejszych woni jakie kiedykolwiek miałem okazje wąchać. Nagle poczułem zimno na barkach i dopiero po chwili zdałem sobie sprawę, że zostałem oblany wodą.
-Mam cię!-krzyknął radośnie Harry rzucając na ziemię wiadro. 
-To nie fair! Więcej się z tobą nie bawię-powiedziałem stanowczo splatając ręce na klatce piersiowej.
-Wyglądasz jak obrażona księżniczka.-Harry zaśmiał się i podszedł do mnie po czym mocno przytulił.
-Dusisz mnie, Harry, ała-marudziłem ale tak naprawdę nie chciałem zwalniać się z uścisku. 
-Lubię cie, Lou-odparł na co ja uśmiechnąłem się szczerze. 
-Ja ciebie też, Harry.
-Obiecujesz, że nic nas nie rozdzieli?-spytał a ja nie miałem pojęcia, co odpowiedzieć bo kilka dni temu słyszałem, jak moi rodzice rozmawiali z jego ojcem i mówili coś o przeprowadzce. Mimo to skłamałem. 
-Obiecuję. 

 Poczułem silny ból w klatce piersiowej. Otworzyłem oczy ale gdy tylko zobaczyłem światło skierowane prosto na  mnie znów zasłoniłem je powiekami. Słyszałem jakieś słowa ale nie mogłem zrozumieć żadnego z nich. Chciałem podnieść ręke ale była do czegoś przymocowana, druga tak samo, nogami również nie mogłem ruszać. Ktoś dotknął mojego brzucha a ja syknąłem z bólu. Zacisnąłem palce u rąk kiedy ból stawał się silniejszy. W jeden chwili poczułem jak ktoś wyciąga coś z rany na co ścisnąłem zęby i wydałem z siebie dość niemiły dżwięk, coś jak strach pomieszany z ogromnym bólem. Słyszałem różnego rodzaju odgłosy ale dopiero gdy zupełnie odzyskałem przytomność mogłem je rozpoznać. Czyjaś dłoń trzymała moją w mocnym uścisku. Poczułem ciepłe usta na moim policzku. Tak bardzo chciałem otworzyć oczy ale i tak bym nic nie zobaczył, na dodatek ktoś po chwili zawiązał mi je czymś w rodzaju bandany. Ból stał się mniej odczuwalny kiedy ta sama osoba musnęła moje usta swoimi a ja miałem ochotę płakać, bo doskonale znałem ich smak, ich miękkość i to, jak cudownie pasowały do moich. Coś blokowało moje struny głosowe, jakaś gula w gardle nie pozwalała mi na choćby jedno słowo. Mokra kropelka spadła na moją pierś a ja nie miałem wątpliwości, że była to łza.
-Idż już.-Usłyszałem żeński głos, który był mi zupełnie obcy, potem kroki i zamykanie drzwi. Nie wiedziałem, co właśnie się działo ani nie miałem pojęcia, co stało się chwilę przed. Może miałem jakieś omamy? Nie, nic w tym wypadku. Na prawdę czułem ten znajomy mi dotyk, znajome usta i...nie miałem wątpliwości, że był to Harry, mój Harry. Jego dłoń, jego usta i jego łza. Naprawdę wierzyłem, że to był właśnie on. 
Znów poczułem silny ból. Ktoś zgasił światło nade mną i rozwiązał bandanę. Otworzyłem oczy i spojrzałem w dół. Leżałem na czymś przypominającym łóżko. Obok siedziała nieznajoma mi kobieta i zaklejała czymś moją ranę. 
-Nie masz się czego bać-powiedziała spokojnie.-Zaraz podam ci wody. 
Dziewczyna podeszła do szafki obok i wzięła stojącą na niej szklankę wypełniając ją wodą. Rozwiązała moje ręce i nogi i kazała powoli wstać z łóżka i usiąść na kanapie stojącej w rogu. Kiedy to zrobiłem podała mi szklankę. W chwili, gdy wypiłem całą jej zawartość odebrała ją ode mnie i usiadła obok. 
-Pewnie chcesz jakieś wyjaśnienia, czemu tu jesteś prawda?-Pokiwałem twierdząco głową.-Zacząłeś na prawdę mocno krwawić, kiedy spałeś. Twój kolega, Zayn zawołał mnie i tak oto jesteś tutaj. Rana będzie się powoli goić, nie zdejmuj bandaża.
-Dzięki-powiedziałem patrząc na brzuch.-Ale mam jeszcze jedno pytanie. Kto tutaj był?
-Wiedziałam, że o to spytasz.-Dziewczyna opuściła głowę.-Niestety, nie mogę udzielić ci takich informacji. Zrobiłam wystarczająco wielką głupotę, że pozwoliłam mu tu wejść.
W głowie miałem totalną pustkę. Nie rozumiałem nic z tego, co się wtedy wydarzyło. To na prawdę mógł być Harry?
-Mogę wiedzieć, czemu ten ktoś zawiązał mi opaskę na oczach?
-To byłam ja. Nie chciałam, żebyś go zobaczył.-Dziewczyna podniosła wzrok i złapała moją dłoń.-Nie mogę powiedzieć, kim była ta osoba ale chcę żebyś wiedział jedno, ten ktoś bardzo cie kocha i właśnie to kazał ci przekazać. 
Wiedziałem, że chodziło jej o Harry'ego. Teraz byłem tego pewny. Z jednej strony chciałem skakać z radości a z drugiej byłem przybity myślą, że nie mogę go zobaczyć. Dlaczego to tak bardzo boli? 
-Chyba musisz już wracać-powiedziała a ja kiwnąłem głową. Dziewczyna spojrzała na mnie smutno podając mi rękę-Jestem Gemma. 
-Louis.-przedstawiłem się odwzajemniając gest. 
-Nie wstawaj gwałtownie. Rana będzie się jeszcze długo goić dlatego musisz uważać-powiedziała wskazując na bandaż. 
-Będę uważał. Szczerze ona jest moim najmniejszym problemem-stwierdziłem. 
 Gemma odprowadziła mnie do celi i zostawiła tam zapas bandaży, na wszelki wypadek. Zayn był pogrążony we śnie. W sumie nikt by się nie dziwił, była czwarta w nocy. Ułożyłem się na ziemi i westchnąłem. Nie czułem bólu, jedynie na plecach ale nie było tragicznie. Jednak ten ból, który towarzyszył mi gdy myślałem o Harrym był o milion razy gorszy. 
Usłyszałem ciche ''psst'' i spojrzałem w stronę krat. Liam uśmiechnął się do mnie na co wstałem i podeszłem do niego. 
-Jest tu jakiś Harry Styles-powiedział a ja poczułem, jak miękną mi kolana.-Ale nie jest dobrze. Ten chłopak jest trzymany w miejscu, do którego nikt poza armią nie ma wstępu a klucze do tej celi ma jedynie przywódca. 
-Nie możesz zabrać mu ich? Przecież...
-Nie, Louis. To nie takie łatwe. On je zawsze ma ze sobą i nikomu ich nie daje. Dzisiaj Harry jedynie wyszedł do pielęgniarki, niecałą godzinę tamu.
Westchnąłem i usiadłem podparty o ściane. 
-Dzięki za informacje, Liam. Daj mi pomyśleć. Przyjdź rano, jak możesz.
Liam pokiwał głową i odszedł rzucając ostatnie spojrzenie na śpiącego Zayna. 
Teraz wszystko składało się w całość. Harry nie poszedł wtedy do pielęgniarki, znaczy poszedł ale po to, by zobaczyć mnie. W takim razie musi znać osobiście tą dziewczynę a nawet się z nią przyjaźnić.
Może plan ucieczki i uwolnienia Harry'ego nie był aż taki skomplikowany, jak myślałem? 

_________________________________________
Heeej xx
Trochę dziwny rozdział, zdecydowanie za krótki :( nie lubię go zbytnio no ale...mówi się trudno :) jednak mam nadzieję, że Wam chociaż trochę się podobał. 
Następny w niedziele (czyli za tydzień) ;).