-To dla nas-wytłumaczył chłopak-Chlebem możemy się podzielić.
Z trudem wstałem podchodząc do pożywienia i podałem mulatowi miskę z wodą i połowę chleba.
-Skoro we dwoje jesteśmy tu zamknięci to pomyślałem, że fajnie byłoby znać swoje imiona-powiedziałem i wziąłem łyka wody.
-Zayn-chłopak wyciągnął do mnie ręke, którą szybko uścisnąłem.
-Louis-przedstawiłem się z uśmiechem na twarzy. Obserwowałem jak chłopak w minute zjada połówke chleba i wypija całą wode.-Musisz być bardzo głodny.
-Nie dawali mi wczoraj jedzenia-powiedział oblizując usta-Głód to okropieństwo.
-Sam doskonale to wiem.-Ułamałem kawałek z mojej połówki i podałem mulatowi.
-Nie wezmę tego, ty też musisz coś zjeść-powiedział krzyżując ręce na klatce piersiowej.
-Ja mam jeszcze prawie całą połowę.-Wskazałem na chleb.-Weź, nie jestem aż tak głodny, tyle co mam mi wystarczy.
-Dzięki, Louis.-Podałem kawałek Zaynowi a on szybko go zjadł.
-Wiesz, sam głód nie jest najgorszy, najgorsze jest uczucie, że możesz z głodu umrzeć-powiedziałem a Zayn pokiwał przecząco głową.
-Nie do końca. Ja sam chcę umrzeć a jednak pragnę najpierw zaspokoić głód.-przez słowa mulata coś w środku mnie jakby drgnęło. Nie docierało do mnie, że tak młody chłopak myśli o śmierci.
-Co? Umrzeć? Zayn, jesteś młody, życie przed tobą, nie mów tak!-Położyłem dłoń na jego kolanie.
-Louis, jestem zamknięty tu jakieś dobre dwa lata. Mam dość takiego życia, nie liczę na to, że kiedykolwiek stąd wyjdę-powiedział z rezygnacją w głosie. Opuściłem głowę wzdychając cicho.
-Więc trzeba stąd uciec, to chyba jedyne wyjście-stwierdziłem siedając obok Zayna.
-Jasne-rzucił.-Tylko nie mam pojęcia jak. Jesteśmy tu zamknięci, jak w więzieniu.
-Trzeba coś wymyślić.-Sięgnąłem po koc i rozerwałem go na pół.
-Co ty robisz?-Zayn spojrzał na mnie pytająco.
-Przestań patrzeć na mnie jak na idiotę, mogę ci obiecać, że jeszcze nie zgłupiałem. Chcę przykryć ranę na brzuchu, wystarczająco dużo się wykrwawiłem-wyjaśniłem.
-Rozumiem, przepraszam.
-Nie przepraszaj.-Uśmiechnąłem się i zawiązałem koc wokół pasa.
-To...co chcesz zrobić?-spytał mulat.
-Uciec.
-Ale jak?
-Sam nie dam rady, musisz mi pomóc.
-Jestem przykuty do ściany.-Zayn wskazał na łańcuchy.
-To cię rozkuje, chyba oczywiste.-Sięgnąłem po mój pas leżący obok miski z wodą.
-Twoje plecy...-zaczął-Boże, Louis, kto ci to zrobił?
-To nic, nawet aż tak bardzo nie boli-odparłem.
-To ci ludzie?
-Jacy ludzie?
-Ci, co nas tu trzymają. Napadają na rózne miasta i mordują ludzi niewiadomo z jakiego powodu-wyjaśnił.-Słyszałeś coś o Zielonej Armii?
-Raczej nie.
-To oni. Trzymają ludzi w klatkach do czasu ich śmierci a po fakcie robią różne rzeczy z ich ciałami. Sam nie wiem, czy można nazwać ich ludźmi. Mają ludzkie ciała ale co do serc miałbym wątpliwości.-Zayn westchnął zerkając na mnie.-Oni nas zabiją, jeśli tylko spróbujemy uciec.
-Nie boję się ich-powiedziałem szczerze dumny z tych słów.
-Tak ci się tylko wydaje.
-Zayn, wiem co mówię.
-Wątpie. Jesteś tu pierwszy dzień, nie znasz ich nawet-stwierdził i przeczesał dłonią włosy.
-Zrobię wszystko, by stąd uciec. Wyobraź sobie, że muszę ratować miłość mojego życia, którą oni porwali-powiedziałem nieco zirytowany słowami Zayna.
-Kim ona jest?-zapytał.
-To...on, Harry-wyjaśniłem nieco zmieszany-Może to dla ciebie dziwne, ale ja go naprawdę kocham i...
-Nie jest dziwne.-Chłopak przerwał mi w połowie zdania.-Jeśli jesteś z nim szczęśliwy to co w tym dziwnego?-Uśmiechnąłem się do niego na co on odpowiedział tym samym.
-Ale czemu ludzie to potępiają?
-Bo są zwykłymi głupcami. Nie warto tracić czasu na nich.
-Masz rację-przyznałem.
W jednej chwili usłyszałem czyjeś kroki i spojrzałem na kraty od celi. Za chwile ujrzałem stojącego tam wysokiego mężczyzne o długiej brodzie połączonej z wąsami. Człowiek patrzył na mnie przez chwile i wskazał palcem w moją stronę.
-Masz do niego podejść-powiedział cicho Zayn. Zrobiłem to. Wstałem powoli podchodząc do nieznajomego. Ten patrzył chwile na mnie nie wykonując żadnego ruchu. Kiedy zrobił krok do tyłu miałem nadzieję, że odejdzie ale się przeliczyłem. Mężczyzna krzyknął coś w języku, którego nie potrafiłem zrozumieć. Chwilę potem stanął obok niego chłopak mający może z dziewiętnaście lat. Brodaty człowiek zaczął mówić coś, czego też nie rozumiałem.
-On pyta, co robiłeś na terenach jego lasu-odezwał się chłopak patrząc na mnie.
-Nie miałem pojęcia, że to jego teren-wyjaśniłem.
Znów niezrozumiałe słowa.
-Dlaczego jechałeś akurat tą drogą?
-Bo nie znałem innej. Słuchaj, powiedz mu, że ma mnie stąd wypuścić bo nie po to jechałem kawał drogi. Miłość mojego życia została uprowadzona a ja wyruszyłem na poszukiwania tej osoby. Nie wiem nawet, czy żyje a jest moim całym światem.-Chłopak spojrzał na mnie ze współczuciem i zaczął tłumaczyć moje słowa. Kiedy padło ostatnie zdanie i mężczyzna odszedł ten spóścił głowę.
-Przykro mi, ale jego to nie obchodzi-powiedział smutno i przysunął się bliżej mnie.-Powiedz, jak mogę ci pomóc.
-Nie możesz-westchnąłem spuszczając wzrok.
-Odpierdol się Liam!-O moje uszy obił się krzyk Zayna.
-Wy się znacie?-zapytałem patrząc pytająco na mulata.
-Niestety-odpowiedział i spojrzał krzywo na chłopaka, który wyglądał na smutnego.
-Zayn, ile razy mam cię przepraszać?-Głos Liama (bo tak go nazwał chwilę przed Zayn) wydawał się być załamany.
-Tyle, ile należy!
-Chłopaki, dość! Liam, tak?-Upewniłem się.
-Tak, Liam Payne. A ty jesteś...
-Louis, Louis Tomlinson.
-Oh, Louis. Miło cię poznać w tych okropnych okolicznościach. Potrzebujesz czegoś? Wody? Jedzenia?
-Nie, ale mam do ciebie sprawę.-Oparłem się o ścianę krzyżując ręce na klatce piersiowej.
-Mów.
-Jest może tutaj ktoś taki, jak Harry Styles?-spytałem.
-Ten książe? Nie mam pojęcia, ale mogę się rozejrzeć.
-Byłbym ci wdzięczny.-Zayn przewrócił teatralnie oczami.
-Jasne ale przyjdę tu jutro, dzisiaj mnie już raczej nie wypuszczą-wyjaśnił patrząc na zbliżającego się w naszą stronę starca. Krzyknął do niego coś w ich języku i odszedł.
Usiadłem obok Zayna.
-Czemu tak go nie lubisz?-zapytałem biorąc łyka wody.
-Kiedyś się przyjaźniliśmy. Przychodził tutaj, do mojej celi i rozmawialiśmy, śmialiśmy się. Pewnego dnia przyszedł i...zaczął mnie całować. Nie wiem, co mu odbiło. Odepchnąłem go od siebie i wtedy zrobił się cały czerwony i zaczął mnie przepraszać i tłumaczyć, że sam nie wiedział, co nim kierowało. Oczywiśćie to wszystko zobaczył jeden z więźniów i poszedł na skarge przez co przykuto mnie do ściany a jemu nie zrobili nic, bo to przecież syn króla całej tej armii idiotów.-Poklepałem Zayna po plecach nic nie mówiąc. Wstałem i usiadłem na drugim końcu ''pokoju''. Spojrzałem na chłopaka, który zamknął oczy. Domyśliłem się, że chciał zasnąć więc nic do niego nie mówiłem. Było południe a ja nie wiedziałem, co ze sobą zrobić dlatego również ułożyłem się do snu.
____________________________
Przepraaaaaszam że dodaje pod koniec dnia, ostatnio nie mogę się wyrobić ugh. I za błędy też przepraszam, jutro poprawię jeśli takowe są.
Następny rozdział w tą niedziele (przełożony) :)