plakat

plakat

sobota, 26 lipca 2014

Rozdział VII

 Uchyliłem zaspane powieki i kątem oka spojrzałem na mulata, który uśmiechnął się widząc, że byłem w lepszym stanie, niż przed snem. Odwzajemniłem uśmiech  i powoli usiadłem opierając się plecami o ścianę. Przy wyjściu z celi zauważyłem dwie miski pełne wody i bochenek chleba. 
-To dla nas-wytłumaczył chłopak-Chlebem możemy się podzielić. 
Z trudem wstałem podchodząc do pożywienia i podałem mulatowi miskę z wodą i połowę chleba.
-Skoro we dwoje jesteśmy tu zamknięci to pomyślałem, że fajnie byłoby znać swoje imiona-powiedziałem i wziąłem łyka wody.
-Zayn-chłopak wyciągnął do mnie ręke, którą szybko uścisnąłem.
-Louis-przedstawiłem się z uśmiechem na twarzy. Obserwowałem jak chłopak w minute zjada połówke chleba i wypija całą wode.-Musisz być bardzo głodny.
-Nie dawali mi wczoraj jedzenia-powiedział oblizując usta-Głód to okropieństwo.
-Sam doskonale to wiem.-Ułamałem kawałek z mojej połówki i podałem mulatowi.
-Nie wezmę tego, ty też musisz coś zjeść-powiedział krzyżując ręce na klatce piersiowej.
-Ja mam jeszcze prawie całą połowę.-Wskazałem na chleb.-Weź, nie jestem aż tak głodny, tyle co mam mi wystarczy. 
-Dzięki, Louis.-Podałem kawałek Zaynowi a on szybko go zjadł. 
-Wiesz, sam głód nie jest najgorszy, najgorsze jest uczucie, że możesz z głodu umrzeć-powiedziałem a Zayn pokiwał przecząco głową.
-Nie do końca. Ja sam chcę umrzeć a jednak pragnę najpierw zaspokoić głód.-przez słowa mulata coś w środku mnie jakby drgnęło. Nie docierało do mnie, że tak młody chłopak myśli o śmierci.
-Co? Umrzeć? Zayn, jesteś młody, życie przed tobą, nie mów tak!-Położyłem dłoń na jego kolanie.
-Louis, jestem zamknięty tu jakieś dobre dwa lata. Mam dość takiego życia, nie liczę na to, że kiedykolwiek stąd wyjdę-powiedział z rezygnacją w głosie. Opuściłem głowę wzdychając cicho. 
-Więc trzeba stąd uciec, to chyba jedyne wyjście-stwierdziłem siedając obok Zayna.
-Jasne-rzucił.-Tylko nie mam pojęcia jak. Jesteśmy tu zamknięci, jak w więzieniu. 
-Trzeba coś wymyślić.-Sięgnąłem po koc i rozerwałem go na pół. 
-Co ty robisz?-Zayn spojrzał na mnie pytająco. 
-Przestań patrzeć na mnie jak na idiotę, mogę ci obiecać, że jeszcze nie zgłupiałem. Chcę przykryć ranę na brzuchu, wystarczająco dużo się wykrwawiłem-wyjaśniłem.
-Rozumiem, przepraszam.
-Nie przepraszaj.-Uśmiechnąłem się i zawiązałem koc wokół pasa. 
-To...co chcesz zrobić?-spytał mulat.
-Uciec.
-Ale jak?
-Sam nie dam rady, musisz mi pomóc.
-Jestem przykuty do ściany.-Zayn wskazał na łańcuchy.
-To cię rozkuje, chyba oczywiste.-Sięgnąłem po mój pas leżący obok miski z wodą.
-Twoje plecy...-zaczął-Boże, Louis, kto ci to zrobił?
-To nic, nawet aż tak bardzo nie boli-odparłem.
-To ci ludzie?
-Jacy ludzie?
-Ci, co nas tu trzymają. Napadają na rózne miasta i mordują ludzi niewiadomo z jakiego powodu-wyjaśnił.-Słyszałeś coś o Zielonej Armii?
-Raczej nie.
-To oni. Trzymają ludzi w klatkach do czasu ich śmierci a po fakcie robią różne rzeczy z ich ciałami. Sam nie wiem, czy można nazwać ich ludźmi. Mają ludzkie ciała ale co do serc miałbym wątpliwości.-Zayn westchnął zerkając na mnie.-Oni nas zabiją, jeśli tylko spróbujemy uciec. 
-Nie boję się ich-powiedziałem szczerze dumny z tych słów.
-Tak ci się tylko wydaje. 
-Zayn, wiem co mówię.
-Wątpie. Jesteś tu pierwszy dzień, nie znasz ich nawet-stwierdził i przeczesał dłonią włosy.
-Zrobię wszystko, by stąd uciec. Wyobraź sobie, że muszę ratować miłość mojego życia, którą oni porwali-powiedziałem nieco zirytowany słowami Zayna.
-Kim ona jest?-zapytał.
-To...on, Harry-wyjaśniłem nieco zmieszany-Może to dla ciebie dziwne, ale ja go naprawdę kocham i...
-Nie jest dziwne.-Chłopak przerwał mi w połowie zdania.-Jeśli jesteś z nim szczęśliwy to co w tym dziwnego?-Uśmiechnąłem się do niego na co on odpowiedział tym samym.
-Ale czemu ludzie to potępiają?
-Bo są zwykłymi głupcami. Nie warto tracić czasu na nich.
-Masz rację-przyznałem. 
W jednej chwili usłyszałem czyjeś kroki i spojrzałem na kraty od celi. Za chwile ujrzałem stojącego tam wysokiego mężczyzne o długiej brodzie połączonej z wąsami. Człowiek patrzył na mnie przez chwile i wskazał palcem w moją stronę. 
-Masz do niego podejść-powiedział cicho Zayn. Zrobiłem to. Wstałem powoli podchodząc do nieznajomego. Ten patrzył chwile na mnie nie wykonując żadnego ruchu. Kiedy zrobił krok do tyłu miałem nadzieję, że odejdzie ale się przeliczyłem. Mężczyzna krzyknął coś w języku, którego nie potrafiłem zrozumieć. Chwilę potem stanął obok niego chłopak mający może z dziewiętnaście lat. Brodaty człowiek zaczął mówić coś, czego też nie rozumiałem.
-On pyta, co robiłeś na terenach jego lasu-odezwał się chłopak patrząc na mnie.
-Nie miałem pojęcia, że to jego teren-wyjaśniłem.
Znów niezrozumiałe słowa.
-Dlaczego jechałeś akurat tą drogą?
-Bo nie znałem innej. Słuchaj, powiedz mu, że ma mnie stąd wypuścić bo nie po to jechałem kawał drogi. Miłość mojego życia została uprowadzona a ja wyruszyłem na poszukiwania tej osoby. Nie wiem nawet, czy żyje a jest moim całym światem.-Chłopak spojrzał na mnie ze współczuciem i zaczął tłumaczyć moje słowa. Kiedy padło ostatnie zdanie i mężczyzna odszedł ten spóścił głowę.
-Przykro mi, ale jego to nie obchodzi-powiedział smutno i przysunął się bliżej mnie.-Powiedz, jak mogę ci pomóc.
-Nie możesz-westchnąłem spuszczając wzrok.
-Odpierdol się Liam!-O moje uszy obił się krzyk Zayna.
-Wy się znacie?-zapytałem patrząc pytająco na mulata.
-Niestety-odpowiedział i spojrzał krzywo na chłopaka, który wyglądał na smutnego.
-Zayn, ile razy mam cię przepraszać?-Głos Liama (bo tak go nazwał chwilę przed Zayn) wydawał się być załamany. 
-Tyle, ile należy!
-Chłopaki, dość! Liam, tak?-Upewniłem się.
-Tak, Liam Payne. A ty jesteś...
-Louis, Louis Tomlinson.
-Oh, Louis. Miło cię poznać w tych okropnych okolicznościach. Potrzebujesz czegoś? Wody? Jedzenia?
-Nie, ale mam do ciebie sprawę.-Oparłem się o ścianę krzyżując ręce na klatce piersiowej.
-Mów. 
-Jest może tutaj ktoś taki, jak Harry Styles?-spytałem.
-Ten książe? Nie mam pojęcia, ale mogę się rozejrzeć. 
-Byłbym ci wdzięczny.-Zayn przewrócił teatralnie oczami.
-Jasne ale przyjdę tu jutro, dzisiaj mnie już raczej nie wypuszczą-wyjaśnił patrząc na zbliżającego się w naszą stronę starca. Krzyknął do niego coś w ich języku i odszedł. 
Usiadłem obok Zayna.
-Czemu tak go nie lubisz?-zapytałem biorąc łyka wody.
-Kiedyś się przyjaźniliśmy. Przychodził tutaj, do mojej celi i rozmawialiśmy, śmialiśmy się. Pewnego dnia przyszedł i...zaczął mnie całować. Nie wiem, co mu odbiło. Odepchnąłem go od siebie i wtedy zrobił się cały czerwony i zaczął mnie przepraszać i tłumaczyć, że sam nie wiedział, co nim kierowało. Oczywiśćie to wszystko zobaczył jeden z więźniów i poszedł na skarge przez co przykuto mnie do ściany a jemu nie zrobili nic, bo to przecież syn króla całej tej armii idiotów.-Poklepałem Zayna po plecach nic nie mówiąc. Wstałem i usiadłem na drugim końcu ''pokoju''. Spojrzałem na chłopaka, który zamknął oczy. Domyśliłem się, że chciał zasnąć więc nic do niego nie mówiłem. Było południe a ja nie wiedziałem, co ze sobą zrobić dlatego również ułożyłem się do snu. 


____________________________
Przepraaaaaszam że dodaje pod koniec dnia, ostatnio nie mogę się wyrobić ugh. I za błędy też przepraszam, jutro poprawię jeśli takowe są.
Następny rozdział w tą niedziele (przełożony) :) 

wtorek, 22 lipca 2014

Rozdział VI

 Poczułem zimny powiew wiatru na rozpalonej skórze. Przed oczami miałem różnego rodzaju obrazy, które nie tylko we mnie wywołałyby panikę. Pomimo wszystko byłem gotowy poświęcić życie dla Harry'ego. Myśl, że czeka na mnie gdzieś tam, w miejscu oddalonym od tego o setki tysięcy kroków dawała mi niesamowitą nadzieję. Prawda mogła okazać się bolesna ale byłem na to przygotowany.
 Perrie delikatnie poklepała Mensy po grzbiecie szepcząc jej coś do ucha. Dziewczyna twierdziła, że konie lepiej znoszą podróże kiedy się do nich mówi dlatego obiecałem sobie ''rozmawiać'' ze zwierzęciem podczas jazdy, również dla zabicia czasu. 
-Masz mi wrócić z Harrym-powiedziała Perrie zapinając lejce. 
-Wrócę z nim albo nie wrócę wcale, to mogę ci obiecać-rzuciłem wchodząc na skrzynkę, która pomogła mi wejść na wysoką Mensy. Perrie nie odpowiedziała, jedynie poklepała mnie po plecach z lekkim grymasem na twarzy. Zrobiła 2 kroki w tył po czym uśmiechnęła się krzyżując ręce na klatce piersiowej. Odwzajemniłem uśmiech łapiąc za lejce. Westchnąłem cicho.
-Bądź ostrożny.-Perrie zrobiła kolejny krok w tył.
Nic nie mówiąc pokiwałem głową po czym sprawdziłem, czy wszystkie bronie były na swoim miejscu. 
-Na razie, Perrie-pożegnałem się i po chwili zniknąłem za drzewami gęstego lasu.

***

 Światło Księżyca oświetlało leśną drogę, która ciągnęła się przez pół miasta. Zdając sobie sprawę, że nie byłem nawet w połowie drogi poczułem dziwne kłucie w brzuchu. Oddałbym wszystko, żeby być przy Harrym. Nie ważne gdzie, liczyło się tylko to, że byłbym z nim. To niewiarygodne jak dużo znaczył dla mnie ten chłopiec. Byłem gotowy oddać życie, by ten był cały i zdrowy.
 Postanowiłem zrobić krótką przerwę i dać odpocząć Mensy. Usiadłem pod ogromnym drzewem i wyjąłem z podręcznej torby latarkę oraz sklejoną mapę. Obecnie znajdowałem się niedaleko jakiegoś jeziora, które było mi całkowicie obce. Położyłem palec na mapie wędrując nim po zaznaczonej na czerwono ścieżce. W jednej chwili usłyszałem szmer i odgłosy jakby pękającego szkła. Wstałem szybko podchodząc do Mensy i nagle poczułem ból na plecach i silne kłucie w okolicach brzucha. Ktoś pociągnął mnie za włosy przez co upadłem na podłogę a ból z sekundy na sekundę stawał się znacznie silniejszy. Zamknąłem oczy nie mogąc znieść niewiarygodnego cierpienia. Nie potrafiłem uchylić powiek, gdy usłyszałem czyiś głos. Traciłem przytomność i po chwili wszystko stało się zwykłą nicością.

***

Pierwsze, co odzyskałem był słuch. Słyszałem jakby ludzkie głosy wołające o pomoc, walenie w podłogę czymś w podobie naczyń. Następny był wzrok i węch, potem dopiero czucie. Znajdowałem się w ciemnym pomieszczeniu, które oświetlała jedynie lampka postawiona gdzieś w kącie. Ciężko mi było oddychać. Spojrzałem na brzuch i, tak jak się spodziewałem, ujrzałem tam dość dużą ranę. Wyglądała zupełnie tak, jakby ktoś wbił w nią niebywale ostry nóż. Plecy były ozdobione różnego rodzaju bliznami. Przeraziłem się, gdy zdałem sobie sprawę, w jakim byłem stanie. Przekręciłem głowę i wtedy zauważyłem, że znajduję się w czymś przypominającym klatkę lub więzienie. Dopiero po kilku minutach zdałem sobie sprawę, że nie byłem tam sam. W koncie siedział skulony chłopak. Patrzył na mnie ze współczuciem. Wyglądał naprawdę okropnie. Podarte ubrania, siniaki w różnych częściach ciała i blizny na twarzy. Powoli oparłem się o ściane i usiadłem sycząc przy tym z bólu. Odetchnąłem z ulgą kiedy zdałem sobie sprawę, że rana już nie krwawiła tak bardzo, jak wtedy, gdy ją zadano. Spojrzałem na chłopaka. Ten uśmiechnął się lekko sięgając po rolkę papieru leżącą obok niego. Rzucił mi ją i wtedy zobaczyłem, że był przykuty. Ręce na łańcuchach, brzuch opleciony cienkim pasem przyczepionym do ściany. W tamtej chwili dziękowałem w duchu, że byłem chociaż na tyle wolny by nie być potraktowanym tak, jak on.
-Dzięki-wyszeptałem i wtedy zdałem sobie sprawę, jaki mój głos był osłabiony.
-Nie ma sprawy-odpowiedział cicho. Przyłożyłem papier do rany i cicho westchnąłem. Zauważyłem, jak chłopak sięga po materiał leżący obok następnie podając go mi.-Okryj się tym, noce są tu bardzo mroźne-powiedział a światło księżyca padające z małego okienka rozświetliło jego twarz. Był mulatem o ciemnych jak węgle włosach. Poczułem kłucie w żołądku, kiedy zobaczyłem długą bliznę na jogo sinym policzku. 
-Dziękuję-opowiedziałem na co Mulat kiwnął ręką opuszczając wzrok. Po chwili zorientowałem się, że zasnął. 
Ułożyłem się na ziemi i okryłem cienkim materiałem. 
Bałem się tego, co może cię wkrótce wydarzyć. Tak bardzo chciałem wrócić do zamku z całym i zdrowym Harry'm ale powoli zaczynałem wątpić w to, że kiedykolwiek go zobaczę i to bolało, cholernie mocno. 

____________________________________________________________________
Zawiodłam się na sobie bo to najgorszy rozdział w historii rozdziałów :( Nie dość że za krótki to nudny i słabo napisany :/ Wybrałam złe dni do pisania go ugh :c Obiecuję, że następny ( który dodam w niedziele (27.07) ) postaram się napisać najlepiej,  jak umiem :) xx







środa, 16 lipca 2014

Rozdział V

 Najgorszy jest moment w życiu, kiedy czujesz się całkowicie bezradny. Nie wiesz, co zrobić. Nie wiesz jak duży krok postawić, by nie wpaść w dół. Czułeś kiedyś, jak twoja miłość znika w jednej sekundzie? Jak w jednej chwili tracisz najważniejszą osobę i istnieje możliwość, że nigdy już jej nie zobaczysz? 

-Wiem, co powiedziałem. Jestem w tobie zakochany Louisie Williamie Tomlinsonie, cholernie zakochany. 

Słowa Harry'ego błądziły w mojej głowie, kiedy powoli szukałem jego loków gdzieś w oddali, gdy ponad wszystko chciałem zobaczyć jego zielone oczy i rozpalone policzki ozdobione pięknymi dołeczkami. Ale nie widziałem tego. Ciała martwych osób leżały dosłownie wszędzie. Kobiety i dzieci przytulone do siebie, mężczyźni z bronią lub bez niej. Widok ten był przerażający. Nie wiedziałem, kto był za to odpowiedzialny ale nie miałem wątpliwości, że czekała go najgorsza z kar. 
 Najbardziej bolała mnie nieobecność Harry'ego. Po chwili dopiero uświadomiłem sobie, że usłyszałem strzał. Moje nogi były jakby zrobione z waty. Rozejrzałem się dookoła. Nie chciałem zobaczyć go leżącego z tymi wszystkimi martwymi ciałami, i nie zobaczyłem. Jedyne, co ujrzałem to niewielka kartka, na której ktoś narysował cienkimi liniami coś w podobie mapy, gdzie zaznaczył trasę. Zaczynała się ona w miejscu, w którym stałem a kończyła w miejscu, które było mi zupełnie obce. Schowałem kawałek papieru do kieszeni spodni i szybkim krokiem udałem się we wszystkie miejsca, w których mógł być Harry. Nie znalazłem go w żadnym z nich, wołania także nie pomogły. Postanowiłem udać się do ostatniej części zamku, do której normalnie nie miałbym prawa wchodzić. 
 Drzwi otworzyła mi piękna dziewczyna o jasnych blond włosach i wyjątkowo słodkim uśmiechu. Wpuściła mnie do środka po czym wskazała ręką na schody.
-Tam jest pokój Harry'ego-powiedziała-Pewnie właśnie jego szukasz, prawda? 
Skinąłem głową i uśmiechnąłem się do dziewczyny.
-Tak, wiem ale dziękuję.-Wszedłem po schodach po czym szybko otworzyłem drzwi do pokoju Harry'ego ale, tak jak się spodziewałem, nie było go tam. W tamtej chwili coś złego zaczęło dziać się z moim brzuchem. Miałem okropne przeczucia. Bałem się o Harry'ego przez co o mało co nie zemdlałem podczas drogi do pokoju Edwarda. 
-Louis? Co tu robisz? I czemu nie jesteś w ukryciu?-spytał Król na jednym oddechu. 
-Przepraszam, ale nie mam pojęcia...to znaczy boję się...znaczy...ja-nie mogłem poprawnie złożyć zdania gdy prawie dusiłem się łzami.
-Spokojnie. Co się stało?
-Harry-wyszeptałem upadając na zimną podłogę. Edward zakrył usta dłonią po czy podszedł do okna odsłaniając firanki.
-o mój boże.-W jego głosie można było usłyszeć cierpienie. 
-Nie wiem, gdzie on jest. Usłyszałem jedynie strzał i wyszedłem a jego nie było, nigdzie. Jedynie w oddali coś powoli znikało ale nie miałem siły, by za tym pobiec. Co jeśli oni mu coś zrobili? Ja...czemu...czemu nic nie zrobiłem? Przecież...
-Louis, spokojnie.-Przerwał mi nie odrywając wzroku od okna.
-Jak mogę być kurwa spokojny?!-wrzasnąłem po chwili zakrywając usta.
-Nie krzycz chłopcze, to tylko pokazuje twoją złość, która jest teraz zbędna. Muszę chwile pomyśleć. Teraz proszę, byś wyszedł. 
Wstałem wychodząc z pokoju i trzasnąłem przy tym drzwiami. Czemu ten cholerny król nic nie robi? Czemu nie obchodzi go to, że coś złego mogło stać się jego synowi? 
 Usiadłem na schodach chowając twarz w dłonie. Po chwili zorientowałem się, że ktoś siada obok. Blond włosa dziewczyna, która wcześniej otworzyła mi drzwi patrzyła na mnie zmartwiona.
-Co się stało?-zapytała podając mi paczkę chusteczek. 
-Nie ważne.-Nie chciałem opowiadać niczego obcej mi osobie.
-Rozumiem. Jeśli nie chcesz to nie mów ale zawsze lepiej jest z kim porozmawiać o problemach. Jestem Perrie.-Dziewczyna podała mi rękę uśmiechając się. 
-Louis.-Odwzajemniłem gest.
-Jesteś smutny. Chodzi o Harry'ego?-spytała przysuwając się bliżej mnie.
-Tak-odpowiedziałem krótko.
-W takim razie możesz powiedzieć-stwierdziła.
-Jesteś jego rodziną?-zapytałem krzyżując ręce na klatce piersiowej a wzrok wbiłem w ciemną podłogę.
-Przyjaciółką-wyjaśniła.
-Nie wiem gdzie on jest. Usłyszałem jedynie strzał i potem go nie było. Zniknął. Nie wiem co mam robić.-Po moich policzkach spływały duże krople łez. 
-Przede wszystkim przestać płakać-powiedziała podając mi drugą chusteczkę.
-Czy wy wszyscy nie potraficie zrozumieć, że się o niego cholernie martwię?
-Potrafimy, uwierz. Harry nie tylko dla ciebie jest ważny-wyjaśniła schodząc ze schodów.-Kim dla niego jesteś, że aż tak się nim przejmujesz?
-Ja...przyjacielem-skłamałem. Nie mogłem powiedzieć prawdy. Nie wiedziałem, jak dziewczyna mogłaby zareagować na wieść, że się kochamy. 
-Oh, rozumiem. Przepraszam za to pytanie, nie powinnam...
-Nie szkodzi-przerwałem uśmiechając się.
-Co masz zamiar zrobić?
-Szukać go. Choćbym zmarnował na to całe życie będę go szukał-powiedziałem stanowczo wstając i wyciągnąłem z kieszeni kartkę, którą wcześniej tam włożyłem.
-A co jeśli on...nie żyje? 
-Żyje, jestem tego pewien.-Po raz kolejny skłamałem tym razem okłamując również samego siebie. Nie dopuszczałem do siebie myśli, że chłopaka rzeczywiście mogło zabraknąć.
-Podziwiam twoją nadzieję, Louis-odparła Perrie opierając się o duże drzwi. 
-Ona jako jedyna jeszcze we mnie nie umarła-odpowiedziałem spuszczając wzrok. 
Dziewczyna podeszła do mnie mocno tuląc moje trzęsące się ciało do siebie. Mogła poczuć na ramionach moje ciężkie łzy, których przybywało z sekundy na sekundę. Nie było dobrze. I ja naprawdę sobie z tym nie radziłem. 
-Chodź ze mną-powiedziała Perrie po chwili a ja uwolniłem się z jej uścisku by za chwilę wolno podążyć za nią. 
 Po paru minutach staliśmy pod niewielkimi drzwiami prowadzącymi do jakiegoś pomieszczenia. Perrie zapukała w nie dokładnie trzy razy. Otworzył nam niewysoki, szczupły chłopak o blond włosach. W ręcę trzymał młotek i jakiś materiał. Za nim znajdowały się bronie różnego rodzaju. Zaczynając od małych sztyletów, idąc przez łuki i kończąc na metrowych mieczach. Chłopak uśmiechnął się i wyjął z ust wykałaczkę, którą trzymał w ustach. 
-Witaj Perrie!-krzyknął rozkładając ręce.-A ciebie nie znam-powiedział wskazując na mnie. 
-Louis-przedstawiłem się. 
-Tak czy inaczej, co was tu sprowadza? Nie mam sprzętów do samobójstwa, no chyba że wbijecie sobie nóż w serce albo sztylet w głowę, wtedy już tak ale taka śmierć jest bolesna i słaba więc...
-Niall!-krzyknęła Perrie uderzając blondyna w ramię-Uspokój się do cholery, mamy ważniejsze sprawy na głowie, niż samobójstwo. 
-Żartowałem sobie-powiedział opierając się o ścianę.
-Kto normalny żartuje z samobójstwa?-spytałem lekko się krzywiąc.
-Kto powiedział, że jestem normalny?-niebieskooki uśmiechnął się.
-Chłopaki, nie czas na żarty-stwierdziła Perrie popychając blondyna i weszła do środka.
-Jestem Niall, jak coś-przedstawił się podążając za dziewczyną.
-Ubierz go-rozkazała a Niall zaśmiał się pod nosem.
-Mogę go jedynie rozebrać bo ubrany to już jest, z tego co widzę.
-Niall do cholery!-krzyknęła a blondyn aż podskoczył.
-No dobrze, dobrze-skinął głową.-Ach te kobiety.
Chłopak pociągnął mnie za rękę i po chwili stałem na srebrnej macie otoczony różnymi zbrojami. Na początek założył mi pas na biodra, do którego z prawej strony przypiął sztylet. Po chwili moje dłonie zdobiły rękawiczki a od stóp do kolan ciągnęły się materiałowe buty. Na plecach znajdował się kolejny pas idący przez prawy bark do lewego biodra. Niall przypiął tam miecz po czym stanął na przeciwko mnie uśmiechając się. 
-No i bosko. Jesteś już gotowy na wojnę z baranem-powiedział a Perrie uderzyła go w plecy.
-Czemu nie dasz mu zbroi?
-Bo nie idzie na pieprzoną wojnę? Spokojnie Pezz, wiem co robię-powiedział blondyn.-
-Dzięki-powiedziałem oglądając wszystkie rzeczy, które zostały przypięte do mojego ciała. Byłem pod wrażeniem.
-Nie ma sprawy. Mam nadzieję, że przeżyjesz.
Perrie wywróciła teatralnie oczami kierując mnie w stronę drzwi. Rzuciła ostatnie ''dzięki'' w stronę Nialla i wyszliśmy zamykając drzwi.
-Idź do stajni po konia Harry'ego. Załóż mu wszystkie niezbędne rzeczy do jazdy. Wyruszasz dzisiaj w nocy. Dam ci niestety jedynie urywek mapy miasta tych stworzeń, które nas zaatakowały. Nie jest ona mapą naszego miasta ale ich. Zaznaczone są tam wszystkie sekretne przejścia, pamiętaj. 
W tamtej chwili sięgnąłem do kieszeni wyjmując pognieciony papier. 
-Chodzi o tą mapę?
Perrie patrzyła na kartkę przez paręnaście sekund po czym uśmiechnęła się całując papier. 
-To druga część! Louis, jesteś geniuszem!
-Leżała obok stajni, więc ją wziąłem.-Wzruszyłem ramionami
-Wyśpi się bo musisz być wypoczęty i za parę godzin ruszasz. Skleję tą mapę a ty przygotuj się do podróży, bo, nie chcę cię straszyć, ale nie będzie ona zbyt miła. Musisz być gotowy.
-Rozumiem.-Skinąłem głową i udałem się do stajni. Czekała mnie podróż po śmierć albo życie, ale byłego gotowy poświęcić je dla tego pięknego uśmiechu i cudownych, zielonych oczu. 
-Wiem, że gdzieś tam jesteś Harry. Będę cię szukał choćbym miał to robić przez wielki-wyszeptałem patrząc w niebo, które tego dnia było wyjątkowo pochmurne.

_____________________________________
Przepraszam, że dodaje rozdział dopiero teraz. Dzisiaj go dokończyłam bo wczoraj byłam tak zmęczona, że oczy mi się same zamykały :/ w każdym razie:
Następny dodam w poniedziałek (21.07) :) 
Mam nadzieję, że wakacje są dla Was jak najbardziej udane :) A na dalsze dni życzę Wam wspaniałych chwil, dobrej pogody i by te wakacje były dla Was jednymi z najlepszych :) 
Chciałam też podziękować za wszystkie komentarze. Są one naprawdę wielką motywacją i bardzo bardzo Wam za nie dziękuję xxx





wtorek, 1 lipca 2014

Rozdział IV

 Usłyszałem trzask drzwi, przez co szybko uchyliłem zaspane oczy. Sylwetka bruneta wydawała się być rozmazana ale to pewnie przez to, że ledwo odróżniałem sen od rzeczywistości. Szybkim krokiem zbliżał się w moją stronę. Usiadłem patrząc na chłopaka, który zamiast się ze mną przywitać wziął kłodę leżącą za moimi plecami i zablokował nią drzwi.
-Co ty robisz jeśli mogę spytać?.-Harry mógł zauważyć zdziwienie w moim wzroku. 
-Louis, proszę cię, nie czas na wyjaśnienia-rzucił szybko po czym usiadł obok mocno mnie do siebie tuląc-Potem ci wszystko wyjaśnię, teraz proszę, bądź cicho.-Ostatnie zdanie chłopak wypowiedział szeptem.
-Mogę wiedzieć czy...-przerwałem kiedy usłyszałem walenie w drzwi i krzyki dobiegające z zewnątrz. 
-Wszystko okej, nie bój się-uspokoił mnie Harry, gdy przytuliłem się do niego zaciskając pięści na jego plechach. Byłem przestraszony, nie ukrywam, że bałem się tego, co w tamtej chwili działo się po drugiej stronie drzwi. Chłopak złapał mój podbródek, uniósł go i złożył na moich spierzchniętych ustach czuły, pocałunek. Był zdecydowanie inny od wcześniejszych, nie tylko dlatego, że trwał kilka sekund. Był...idealny, przepełniony uczuciem, którego nie umiałem nazwać. 
-Wczoraj, gdy wychodziłeś powiedziałeś, że...
-Wiem, co powiedziałem-Harry przerwał mi uśmiechając się. Milczałem, chociaż pragnąłem powiedzieć tyle rzeczy w tamtej chwili.-Jestem w tobie zakochany Louisie Williamie Tomlinsonie, cholernie zakochany. 
Na słowa Harry'ego moje serce stanęło a usta przypominały literę ''o''. Złapałem dłoń chłopaka przejeżdżając kciukiem po jego delikatnej skórze. Spojrzałem w jego oczy i wtedy zdałem sobie sprawę, że walka ze sobą jest całkowicie zbędna. Myślałem, że nic do niego nie czułem ale po prostu nie chciałem czuć. Od zawsze do mojej głowy było wpajane, że biedak i książę nie mogą się kochać, tym bardziej, jeśli jest to dwoje mężczyzn. Zakochałem się w zielonych oczach, w dołeczkach w policzkach, loczkach i cudownym uśmiechu. Zakochałem się w księciu, który w żaden sposób go nie przypominał, bo jego charakter przedstawiał go jako cudownego człowieka o wielkim sercu a rodziny królewskie zwykle takie nie były ale może to jedynie stereotypy. Nie zakochałem się w bogatym, ładnym i zadbanym Harrym Edwardzie Stylesie. Zakochałem się w zabawnym, wyjątkowym i przystojnym Harrym, który zamiast kąpać się w wannie woli zwykłe jezioro. Jak mogłem być tak głupi i pozwolić sobie wierzyć w plotki na jego temat? Całe miasto nie było warte tyle co on. Nie byli warci miłości kogokolwiek, bo sprawili, że ja znienawidziłem osobę, za którą teraz byłbym gotów oddać życie. I nie potrzebny jest nam czas na lepsze poznanie się, ponieważ przez te kilka dni staliśmy się dla siebie wszystkim.
Harry patrzył na mnie uśmiechając się i trzymał moją rękę tak mocno, jakby uściskiem chciał pokazać, jak mocne jest jego uczucie i jak mocno będzie mnie przy sobie trzymał, by nie pozwolić mi odejść. Jego dołeczki w policzkach z sekundy na sekundę stawały się bardziej widoczne. 
Przysunąłem się jeszcze bliżej chłopaka i ignorując krzyki z zewnątrz i walenie w drzwi złączyłem nasze usta. Całowałem go najdelikatniej jak tylko mogłem. Tym pocałunkiem chciałem pokazać mu, jak bardzo dużo był dla mnie wart. 
-Jestem w tobie zakochany, Harry.-powiedziałem cicho ale powoli, bo chciałem by zrozumiał każde z słów. Uśmiech chłopaka był wtedy najpiękniejszy, jakby zawierał w sobie wszystkie szczęścia całego świata. I wtedy pocałował mnie po raz trzeci, tym razem dłużej i namiętniej. W tym pocałunku znalazła się nasza miłość, nie tylko jego czy moja ale nasza. 
-Tak bardzo cię kocham-wyszeptał w moje usta.-I tak bardzo tęskniłem. 
Odsunął się ode mnie gdy zauważył mój pytający wzrok. 
-Znaliśmy się wcześniej?
-Pamiętasz małego chłopca z loczkami, którego nazywałeś ''Harriet''? Pamiętasz zabawy w chowanego, gdy nastawał zmrok? Pamiętasz pierwsze i ostatnie pożegnanie? Ten chłopiec dniami i nocami opłakiwał rozłąkę, Loueh. Pamiętasz, jak cię tak nazywał? Zawsze chichotałeś. 
I wtedy wszystkie wspomnienia zaczęły wracać. To naprawdę był on. Ten mały chłopiec, ten ośmioletni chłopiec, którego uwielbiałem to Harry. Czemu go nie poznałem? 
Pamiętam nasze pierwsze spotkanie. Poszedłem z mamą do lasu, na spacer i on także tam był. Wesoły podbiegł do mnie pytając, czy pobawię się z nim w chowanego (jako że byliśmy jedynymi dziećmi w okolicy Harry'emu bardzo brakowało tego typu zajęć). Byliśmy bardzo podobni, przez co szybko się zaprzyjaźniliśmy. Każdego wieczoru bawiliśmy się w chowanego i cudem ta zabawa nigdy nam się nie znudziła. Pewnego dnia rozdzielili nas. Harry wyjechał z miasta gdy jego ojciec odziedziczył tron. Pamiętam, jak bardzo płakałem. Nie spodziewałem się, że kiedyś zamieszkam w tym samym miasteczku co on ani tym bardziej, że się w nim zakocham.
Harry przeczesał moje włosy uśmiechając się i położył dłoń na moim policzku. 
-Pamiętam cię Harriet-powiedziałem i odwzajemniłem uśmiech.
Chłopak złożył następny, krótki pocałunek na moich ustach. 
Siedzieliśmy wtuleni w siebie, zdziwieni ciszą, panującą wokół nas. Harry wstał, podszedł do drzwi i odblokował je po czym wystawił głowę na zewnątrz. Chwilę się rozglądał po czym spojrzał na mnie. Jego wzrok był przepełniony bólem i strachem (nie wiem, jak to robiłem, że widziałem uczucia patrząc komuś w oczy). Podszedłem do niego. Harry widząc, że ruszyłem w jego stronę zamknął drzwi opuszczając głowę. Oparł się o nie wplatując palce we włosy. 
-Co się dzieje?-spytałem podchodząc bliżej chłopaka.
-Nie chcesz wiedzieć-powiedział z rezygnacją w głosie. 
-Harry.-Złapałem jego dłoń.-Coś się stało? Proszę, bądź ze mną szczery.
Harry stał chwilę nic nie mówiąc po czym szarpnął drzwi otwierając je. Pierwsze, co zobaczyłem to ślady krwi na ziemi, bronie i ludzkie ciała, które zostały pozbawione duszy. Zrobiłem krok do tyłu zasłaniając usta ręką. Harry zatrzasnął drzwi podchodząc do mnie i mocno do siebie tuląc. 
-Życie tu wcale nie jest takie kolorowe-przyznał głaszcząc moje plecy.-Nie wychodź stąd dzisiaj, dobrze? Przyniosę ci jedzenie i picie.
-A ty?-spytałem i wtedy zauważyłem, jak bardzo moje ręce się trzęsły.-Co z tobą?
-Jestem niestety przyzwyczajony do takiego widoku. Nie martw się mną.-Brunet uśmiechnął się a na mojej twarzy pojawił się grymas.-Ale obiecuj, że ty nie ruszysz się stąd na krok.
-Obiecuję.
Harry pocałował mnie w czoło po czym wyszedł. 
I wtedy usłyszałem strzał.

_________________________________________
I jak podoba Wam się rozdział czwarty? Mam nadzieję, że nie zabijecie mnie za to, że kończę go w takim momencie haha. Boicie się o Harry'ego? Jak myślicie, co dalej? Zdradzę jedynie, że w następnym rozdziale będzie się raczej dużo działo ;) przez dwa, być może trzy rozdziały to opowiadanie będzie podchodzić pod opowiadanie detektywistyczne, ale że ja bardzo lubię zagadki i takie inne tego typu postanowiłam je tu umieścić :) a i jeszcze jedno: Louis przejmuje pałeczkę haha (boże jak to zabrzmiało XD) to znaczy, że przez te kilka rozdziałów (dwa może trzy) dalsze losy będą polegały na nim ;) 
Jejku namieszałam teraz strasznie xd okej, w każdym razie co będzie dalej z Harry'm przekonacie się w...no właśnie, nie wiem kiedy, bo w sobotę wyjeżdżam na 10 dni i nie wiem jak ja dodam ten rozdział a chcę go dodać najszybciej, jak się da :/ hmm...
okej, w niedzielę (6.07) wieczorkiem powinien się pojawić. Jak coś napiszę na blogu ogłoszenie ;)
I przepraszam za tak krótkie rozdziały, obiecuję, że się poprawię xx